Ruszyła kampania prezydencka. Każdy z kandydatów – a jest ich jak zawsze na starcie bardzo wielu – musi teraz zdobyć 100 tysięcy podpisów ludzi, którzy popierają jego kandydaturę. Kandydaci lub ich sztaby wyborcze zabiegają o podpisy w różny sposób.

Najczęściej wystawiają na ulicach stoliki. Każdy kto chce może podejść i złożyć swój podpis. Wybrałem inną drogę zbierając podpisy od zwolenników mojego kandydata na funkcję prezydenta RP. Mianowicie zbieram podpisy indywidualnie. Od przyjaciół, rodziny, bliższych i dalszych znajomych.

To sposób zdecydowanie trudniejszy. I to nie tylko dlatego, że wymaga by poświęcić na to więcej czasu. Ale także dlatego, że wymaga więcej… Odwagi? Nie może nie tyle odwagi, to może za duże słowo. Może zdecydowania, determinacji. Od zbierającego wymaga tłumaczenia, uzasadnienie, czasem przekonywania. Od tego, kogo się o podpis poprosi, często zdecydowanej asertywności. Nie każdy bowiem potrafi powiedzieć – „nie, wolę zagłosować na kogoś innego”.

Przez kilka dni zebrałem 323 podpisy popierające Bronisława Komorowskiego. Wydaje mi się, że nie jest to najgorszy wynik. Inna sprawa, że było mi o tyle łatwo, że naprawdę jestem głęboko przekonany, że Komorowski będzie znakomitym prezydentem.