Szanowne Panie,

Szanowni Panowie,

To wielki honor występować na tej sali. W siedzibie Parlamentu Berlina.

To wielki zaszczyt wystąpić tu na zaproszenie pana Waltera Mompera, przewodniczącego Parlamentu Berlina.

Pan Walter Momper był nadburmistrzem Berlina Zachodniego w czasach dla Europy niezwykle ważnych, w czasach wielkiego przełomu. Swoją postawą, swoją działalnością wspaniale wpisał się w tradycję wielkich, znaczących burmistrzów tego miasta. W tradycję ludzi, którzy na trwale zapisali się w historii Niemiec i Europy. Jak Ernst Reuter, Willy Brandt, Hans-Jochen Vogel, Richard von Weizsäcker, czy Eberhard Diepgen.

Z dumą wspomnę, że Richard von Weizsäcker nosi tytuł Honorowego Obywatela Miasta Gdańska.

Siedziba parlamentu to miejsce historyczne. Także dla Polaków, jako że podczas zaborów, w czasie, gdy Polska przez ponad wiek była podzielona pomiędzy trzy mocarstwa, to w Izbie Prus od 1848 Polacy mieli swoją reprezentację.

Polskich śladów jest nad Szprewą wiele. Jak w rzadko którym europejskim mieście. W czasach zaborów, kiedy państwo polskie zniknęło z mapy Europy, Berlin stał się jednym z większych skupisk polskiej inteligencji. Tu przed pierwszą wojną światową studiowali ludzie ważni dla polskiej historii – między innymi przemysłowiec i polityk Hipolit Cegielski, śląski działacz niepodległościowy i polityk Wojciech Korfanty. Tu pracowało wielu naukowców i artystów polskiego pochodzenia – slawista Aleksander Brückner, pisarz i poeta Stanisław Przybyszewski, malarze na dworze pruskim – Julian Fałat i Wojciech Kossak.

Historię polskiego Berlina pokazała w 2009 roku wystawa „My Berlińczycy! Wir Berliner”, którą Berlińskie Centrum Badań Historycznych Polskiej Akademii Nauk przedstawiło w Ephraim Palais.

Z Berlinem było związanych też wielu znamienitych gdańszczan.

Urodzony w Gdańsku Artur Schopenhauer tutaj studiował i tu, na Uniwersytecie Berlińskim, wykładał.

Tu mieszkał i zmarł urodzony w Gdańsku dyrektor Pruskiej Akademii Sztuk, wybitny malarz Daniel Chodowiecki, syn Polaka i szwajcarskiej hugenotki. W swoich wspomnieniach napisał: „Za zaszczyt sobie poczytuję być prawdziwym Polakiem, chociaż jako pierwszy z Chodowieckich w Niemczech osiadłem”.

Pamięć Chodowieckiego kultywuje inny wielki gdańszczanin Günter Grass. W Berlinie usytuowana jest powołana przez Grassa Fundacja Daniela Chodowieckiego. W Zachodnim Berlinie, na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych powstała większość jego gdańskiej trylogii, która została nagrodzona Literacką Nagrodą Nobla. Grass także jest Honorowym Obywatelem Miasta Gdańska.

Ciekawe były losy innego zasłużonego gdańszczanina, Ericha Brosta. Ten polityk i dziennikarz działał w SPD Wolnego Miasta Gdańska. Z jej listy zdobył mandat do gdańskiego parlamentu. Za sprzeciw wobec nazistów został zmuszony do opuszczenia miasta. Wyemigrował do Warszawy, potem do Skandynawii skąd próbował się dostać do Wielkiej Brytanii. Ale władze Zjednoczonego Królestwa nie chciały go przyjąć. W przełamaniu brytyjskich oporów pomógł mu jego przyjaciel, polski socjalista Adam Ciołkosz. Po zakończeniu wojny Brost został przedstawicielem zarządu SPD przy Sojuszniczej Radzie Kontroli Niemiec w Berlinie. Kiedy przenosił się do Essen, gdzie założył jedną z najważnieszych niemieckich gazet, „Westdeutsche Allgemeine Zeitung”, na swojego następcę partyjnego zaproponował młodego norweskiemu oficerowi prasowemu. Tak rozpoczęła się wielka polityczna kariera Willy Brandta późniejszego burmistrza Berlina i Kanclerza Niemiec.
Szanowni Państwo!

Berlin jest miastem Polsce niezwykle bliskim. Związanym z Polską przez historię, a także przez fakt, że jest dziś miastem polsko-niemieckiego pogranicza. Połączyły nas nie tylko krwawe rozdziały histori Europy, ale także doświadczenie solidarności narodów.

Berlin lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych był miastem wyjątkowym. Miastem podzielonym. Ale na dachach wschodnioberlińskich kamienic zamontowane były podwójne szpalery anten telewizyjnych. Mieszkańcy stolicy NRD dzięki temu należeli do wyjątkowo uprzywilejowanych w Bloku Sowieckim: mieli dostęp do zachodniej telewizji, do wolnych mediów, prawdziwej, dla nas – mieszkańców krajów komunistycznych zakazanej – informacji.

Berlińczycy mogli śledzić narodziny Solidarności, polską walkę o wolność i demokrację. Wschodnioberlińska opozycja była dzięki temu świetnie zorientowana w problemach naszej polskiej pokojowej rewolucji.

Ciekawy motyw berlińsko-gdańskiej historii ujawnił wybitny polski poeta i pisarz Adam Zagajewski. W 1979 roku przyjechał na stypendium literackie do Berlina Zachodniego. Utrzymywał kontakty z Komitetem Obrony Robotników, polską opozycją antykomunistyczną. Wczesnym latem 1980 roku KOR poprosił go, by kupił maszynę drukarską i przemycił ją przez Berlin Wschodni do Polski. Kupienie tego sprzętu nie było specjalnie trudne, ale trzeba było go jeszcze przerzucić przez dwie granice – tę między Berlinem Zachodnim a NRD i tę między NRD a PRL.

Zadania tego podjęli się młodzi Niemcy z Berlina Kreuzbergu. Udało im się dowieźć maszynę do punktu kontaktowego na Mazurach. Ale gdzie ona poszła później, gdzie pracowała, nie było wiadomo. Po trzydziestu latach Adam Zagajewski dowiedział się, że w sierpniu 1980 roku maszyna ta znalazła się w Stoczni Gdańskiej imienia Lenina. Na tym berlińskim sprzęcie drukowano pierwsze odezwy komitetu strajkowego. Maszyna drukarska z Berlina Zachodniego przyczyniła się do zwycięstwa „Solidarności”.

Przełom, jaki nastąpił pod koniec lat osiemdziesiątych ma dwa wielkie symbole. Jednym z nich jest Stocznia Gdańska i zrodzona tam polska Solidarność. Drugim jest upadający mur berliński.

Jestem Polakiem. Jestem też gdańszczaninem. Niech nikogo więc nie dziwi, że Stocznia jest symbolem zdecydowanie mnie bliższym. Ale doskonale pamiętam – kiedy oglądałem na ekranie telewizora upadek muru berlińskiego, nie potrafiłem ukryć wzruszenia.

Szanowni Państwo!

Gdańsk jest na mapie Polski miastem szczególnym. Miastem, na którego historii i tradycji zaważył znacząco dorobek wielu narodów, wielu kultur, wielu religii. Nasze miasto budowali Niemcy, Polacy, Żydzi, Holendrzy, Szkoci, dysydenci religijni z całej Europy.

Ta wspaniała tradycja została nagle i brutalnie przerwana przez ostatnią wojnę światową. W mieście, które zostało nieomal w stu procentach zniszczone przez wojska sowieckie, nastąpiła także prawie całkowita wymiana ludności. Niemieccy gdańszczanie zostali wygnani z miasta. Ich miejsce zajęli wygnańcy z Wilna, Nowogródka i innych miast przedwojennej Polski wschodniej. Wśród nich byli też moi rodzice.

Przybysze nigdy do końca nie zakorzenili się w Gdańsku. Nie potrafili odnaleźć się w surowej architekturze gotyckiego miasta. Osiadli tutaj, ale ich serca zostały gdzie indziej.

Gdańsk „naszym miastem” stał się dopiero dla mojego pokolenia. Dla pokolenia, które tu się urodziło, tu się kształciło, dojrzewało, pracowało, zakładało rodziny.

Wrośliśmy w Gdańsk. I zaczęliśmy na swój użytek odkrywać jego przeszłość, jego genius loci. Zaczęliśmy więc odkrywać także jego niemieckość, żydowskość, holenderskość. Jego rozwagę i brak pokory.

I od tego momentu kultywujemy pamięć o wybitnych gdańszczanach. O wielkich burmistrzach i artystach tego miasta.

W roku 2002 stworzyliśmy Cmentarz Nieistniejących Cmentarzy – miejsce, które jest symbolicznym grobem tych wszystkich gdańszczan, którzy z często niesprawiedliwych wyroków historii, swoich grobów nie mają.

Co cztery lata organizujemy Światowe Zjazdy Gdańszczan, na które przyjeżdża gdańska diaspora z całego świata.

Gdańsk – miasto o ponad tysiącletniej historii, to zarazem miasto bardzo młode.

Po wojnie władze komunistyczne starały się w każdym polskim mieście stworzyć silną klasę robotniczą. Mieniły się wszak władzą robotników. Gdańsk był także sceną tego procesu. W Gdańsku i w całej Metropolii Gdańskiej rozwijał się wielki przemysł stoczniowy. Ten rozwój przemysłu okazał się dla władz pomysłem samobójczym. Do miasta ciągnęły rzesze chłopskich, ambitnych dzieci z całej Polski, by stać się robotnikami. Wśród nich w roku 1967 pojawił się w Gdańsku młody mężczyzna – Lech Wałęsa. Robotnicy z czasem zaczęli domagać się poszanowania, godności, ludzkich warunków pracy i godziwej za nią zapłaty.

To był bardzo szybki proces. Lech Wałęsa trzy lata po przybyciu do Gdańska został jednym z przywódców strajku, który wybuchł w Stoczni Gdańskiej w grudniu 1970 roku. Strajku, który władze krwawo stłumiły.

Komuniści starali się stworzyć nową, swoją klasę inteligencji. To także okazało się krokiem dla nich samobójczym. Bo ludzie wykształceni na komunistycznych uczelniach zaczęli szukać dróg do prawdy, do nieskrępowanej ideologicznymi zakazami informacji.

Marzenia o wolności i godności doprowadziły – mówiąc nieco metaforycznie – do ważnego spotkania. Młody inteligent spotkał się z młodym robotnikiem. Bogdan Borusewicz (obecny Marszalek Senatu) spotkał się z Lechem Wałęsą. I stwierdzili, że myślą podobnie, że mają wspólne cele.

Tak narodziło się coś, czego nikt się nie spodziewał – solidarność inteligencji i robotników. Podczas buntu studentów w 1968 roku robotnicy przyglądali się biernie bitym na ulicach młodym ludziom. W grudniu 1970 roku inteligencja nie poparła robotniczych protestów.

Teraz to wszystko miało się zmienić. I to właśnie w Gdańsku. Tu powstały najsilniejsze w Polsce, nie uznawane przez władze, Wolne Związki Zawodowe. To tu, w Gdańsku, wybuchły strajki w sierpniu 1980 roku. Na czele tych strajków stanął Lech Wałęsa. A jednym z głównych animatorów tych wydarzeń był Bogdan Borusewicz. I to tu powstała Solidarność, jedyny w komunistycznym imperium niezależny od władzy, legalny, pokojowy ruch społeczny. Ruch, który skupiał dziesięć milionów Polaków o różnych poglądach politycznych, różnych systemach wartości, różnych wyznań. Tych ludzi łączyła solidarność i marzenie o wolności. Marzenie, które miało się spełnić.

Można więc śmiało powiedzieć, że w wyniku spotkania Wałęsy z Borusewiczem runął komunizm, jeden z najbardziej nieludzkich systemów w historii świata. Dzięki temu spotkaniu Polska jest dziś krajem demokratycznym. Jest członkiem Unii Europejskiej. A wszystko zaczęło się w Gdańsku

Szanowni Państwo!

Uzyskana przez Polaków w 1989 roku wolność nie oznaczała, że nasz kraj stał się krainą powszechnej szczęśliwości.

Tak oczekiwane przez nas przemiany systemowe spowodowały praktyczny upadek przemysłu stoczniowego, który był najważniejszym gdańskim rynkiem pracy, produkującym jednak w stu procentach dla Związku Radzieckiego. Upadek, rozsypanie się tego państwa spowodował utratę tego rynku.

Gdańsk musiał poradzić sobie z trudną gospodarczą sytuacją. Po latach głębokiego kryzysu i transformacji ustrojowej gdańskie stocznie stanęły na nogi. Dziś skutecznie konkurują na globalnym rynku.

Postawiliśmy też na stworzenie warunków do rozwoju małej i średniej przedsiębiorczości. Na przemysł wyspecjalizowany, na nowoczesne technologie. Gdańsk przyciąga firmy działające w tym obszarze. Powstają u nas centra księgowe międzynarodowych firm. Powstają też rodzime firmy wysokich technologii.
Szanowni Państwo!

Berlin i Gdańsk. Miasta leżące blisko siebie – to przecież zaledwie pięćset kilometrów.

Ale to i blisko, i daleko.

Przyjechałem tu samochodem. Podróż zajęła mi siedem godzin. Niestety, mimo bliskości, otwartych granic nie można podróżować między naszymi miastami bezpośrednio ani pociągiem, ani samolotem.

Nawet w czasach takich jak nasze, w czasach rozwiniętej komunikacji elektronicznej, trudności w komunikacji tradycyjnej bywają przeszkodą we współpracy, w budowaniu wspólnoty wartości i interesów.

A współpraca między nami jest konieczna. I gospodarcza i kulturalna. Gdańsk jest ważnym miastem europejskim. Berlin jest stolicą wielkiego europejskiego państwa.

Łączy nas Unia Europejska. Wspaniała idea wspólnoty. Ambitna, ale i czasami kłopotliwa. Chociażby przez zagrożenie, jakim są różnego rodzaju kryzysy. Kryzys finansowy, kryzys przywódczy, kryzys solidarności europejskiej.

Ale kryzysy mają do siebie także i to, że mogą stać się bodźcem do rozwoju, że mogą być czymś w rodzaju ostrogi. Dzisiejsze kryzysy powinniśmy więc postrzegać jako szansę do następnego kroku ku ściślejszej integracji.

Najważniejszym pytaniem jakie stoi przed nami jest: jak wykorzystać szansę na współpracę wielkich miast?

My Polacy we wspólnej Europie nie należymy do najzamożniejszych. Ale nie czujemy się ubogimi krewnymi. Wiemy, że musimy nadrobić dystans straconych przez komunizm lat. I nadrabiamy. W dużej mierze także dzięki Waszemu zaangażowaniu w Unię Europejską.

Ale i Wam przynosi to korzyści. Gdańsk jest dziś wielki placem budowy. Jest miastem wielkich przemian, wielkich inwestycji. Wasze firmy w tym dziele uczestniczą – Dr. Oetker, Stadtwerke Leipzig, Lufthansa Systems. Ale mogłoby ich być więcej.

Nasz rynek zbytu to dobry adres dla niemieckich maszyn, sprzętu, myśli technicznej oraz inwestorów. Polska jest dziś liczącym się importerem wytworów niemieckiej myśli technicznej.

Przyjeżdżajcie do nas, by pracować, przyjeżdżajcie do nas, by wypoczywać.

Przyjeżdżajcie, by poznawać wspólną historię. To w gdańskiej Bazylice Mariackiej pochowany jest Martin Opitz, największy barokowy poeta języka niemieckiego. W kościele św. Katarzyny spoczywają prochy Jana Heweliusza, którego czterechsetne urodziny stały się wielkim świętem europejskiej nauki.
Szanowni Państwo!

Ilekroć słyszę słowo Berlin przychodzi ma na myśl symboliczna scena. Jest rok 1963, dwa lata temu zbudowano mur, który podzielił miasto. Na balkonie ratusza Berlina Zachodniego w dzielnicy Schöneberg stoi prezydent Stanów Zjednoczonych John F. Kennedy i wypowiada pamiętne słowa; „Ich bin ein Berliner”.

Dwie dekady później wszyscy obywatele wolnego świata, których sympatie były po stronie „Solidarności”, czuli się gdańszczanami. Na wieść o wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego na ulice Berlina wyszły tłumy, by stanąć po stronie Solidarności.

W drugiej połowie XX wieku stanąć po stronie berlińczyków i gdańszczan oznaczało solidarność z tymi, którzy bronią wartości humanizmu i demokracji. Którzy bronią wolności i godności.

Ten duch solidarności narodów jest dziś nam niezwykle potrzebny.

Nam – Polakom,

nam – Niemcom,

nam – Europejczykom.

Ta solidarność potrzebna jest nam stale, na co dzień. Solidarność z pogrążoną w konwulsjach kryzysu Grecją. Czy z marzącymi o wolności społeczeństwami Afryki Północnej i Białorusi.

Jesteśmy im winni naszą solidarność, naszą pomocną dłoń. Bowiem Europa jest naszą wspólną sprawą. Jest naszą wspólną wartością.

Za tę międzynarodową solidarność szczególną odpowiedzialność ponoszą duże miasta Europy. Myślę, że zważywszy naszą wspólnotę doświadczenia historycznego, dotyczy to Berlina i Gdańska.

W Gdańsku powstało Europejskie Centrum Solidarności. Jego dyrektorem jest jeden z Was – urodzony w Gdańsku berlińczyk. Bo Europejskie Centrum Solidarności nie jest sprawą tylko gdańszczan, tylko Polaków. Jest sprawą Europejczyków. Zapraszamy Was do współpracy nad wielkim projektem pod nazwą ECS.

Berlin był kiedyś siedliskiem/centrum zła. To tu Hitler pracował nad swym szalonym planem podboju świata. To tu opracowano zbrodniczy plan „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”.

Za zbrodnie nazizmu berlińczycy zapłacili wysoką cenę, miasto zostalo podczas wojny całkowicie zniszczone a pozniej podzielone murem. Ten mur przeszedł przez ulice, linie metra, cmentarze. Przeszedł też przez rodziny. Ponowne zjednoczenie Berlina było nie tylko wynikiem sprzyjających układów geopolitycznych. Nie tylko wynikiem zabiegów polityków. Był także wynikiem działania polskiej Solidarności oraz determinacji samych berlińczyków.

Są dwa mury, które symbolizują naszą walkę o wolność i solidarność. Mur Stoczni Gdańskiej, który w sierpniu 1980 roku przeskoczył Lech Wałęsa obejmując przywództwo strajku i Mur Berliński, który runął kilka lat później. Fragment berlińskiego muru – dzięki panu Eberhardowi Diepgenowi – stoi w Gdańsku. Fragment muru gdańskiej stoczni stoi nieopodal Bramy Brandenburskiej.

Niech naszym – berlińczyków i gdańszczan – wspólnym zadaniem będzie burzenie wszystkich murów, które dzielą.

W sobotę wspólnie z nadburmistrzem Berlina Klausem Wowereitem otworzyliśmy wystawę Europejskiego Centrum Solidarności „Solidarność Narodów”. Ta wystawa znajduje się nieopodal miejsca, w którym stał mur, na terenie dawnego Berlina Wschodniego. Koniecznie musicie ją zobaczyć.

Podczas demonstracji ulicznych w latach osiemdziesiątych skandowaliśmy – Nie ma wolności bez Solidarności!

Dziś stojąc przed Państwem wołam – Nie ma Europy bez solidarności!
Szanowni Państwo

W gdańskiej dzielnicy Letnica wznieśliśmy nowy, piękny stadion piłkarski. To projekt pracowni Rhode-Kellermann-Wawrowsky z Dusseldorfu.

Na tym stadionie jutro odbędzie się mecz reprezentacji Polski i Niemiec. Mecz tych drużyn narodowych zawsze wzbudza wielkie emocje. Nie tylko dlatego, że w Waszej reprezentacji gra kilku piłkarzy urodzonych w Polsce. I nie tylko dlatego, że przeważnie z Wami przegrywamy.

Bo nie tylko my przegrywamy z niemieckimi piłkarzami. Świetny niegdyś angielski piłkarz Gary Lineker w ten oto sposób zdefiniował piłkę nożną „to taka gra, w której dwudziestu dwóch mężczyzn biega za piłką, a na końcu i tak wygrywają Niemcy”.

Zobaczymy jak będzie jutro. Trzymajmy kciuki za naszych. Wy za Niemców, my za Polaków.

Szanowni Państwo!

Chciałbym w tym miejscu serdecznie podziękować tym wszystkim, dzięki którym nasze spotkanie doszło do skutku, a wiec Parlamentowi Berlina, Fundacji Przyszłość dla Berlina, Federalnemu Związkowi Towarzystw Niemiecko–Polskich, szczególnie panu Christianowi Schrőterowi, oraz Ambasadorowi Polski w Berlinie i jego współpracownikom.