Przedwczoraj oficjalnie poznaliśmy przyszłe losy zabytkowej kamienicy przy ul. Rycerskiej w Gdańsku, przy okazji na moim Facebooku rozgorzała dyskusja. Pytanie czy Gdańsk dba o swoje zabytki wymaga szerszej odpowiedzi.

Mieszkamy w mieście o ponad tysiącletniej historii. Wielki to dar i zaszczyt ale i zobowiązanie. Rokrocznie odkrywamy jakiś kawałek naszej materialnej historii, a to romańskie piwnice, a to bombę z ostatniej wojny.

 

Dyskusja stara jak świat

 

której ślady można znaleźć w starych gazetach i książkach – czy wszystko warte jest zachowania i czy miasto może się rozwijać także kosztem starszych budynków? Nie wszystko co starsze niż kilkadziesiąt lat jest przedmiotem ochrony i nowe inwestycje, budynki, nowe potrzeby mieszkańców realizowane są często poprzez wyburzanie tego co było, tego co nie jest cenne albo zagraża bezpieczeństwu.

Ale staramy się chronić to, co cenne. Podstawową formą ochrony, jest ta gwarantowana ustawą. Zgodnie z nią to konserwator wojewódzki decyduje, który obiekt znajdzie się w ewidencji zabytków, a który w rejestrze. Umieszczenie w rejestrze nakłada na właściciela szczególne obowiązki, bowiem obiekt uznany zostaje za cenny, specjalnego znaczenia dla dziedzictwa kulturowego. Inną kwestią jest to, że taki wpis nakłada na właściciela ciężary, często znacznie przekraczające jego możliwości finansowe. Ponieważ taki obiekt, budynek zostaje uznany za nasze wspólne dobro, musimy – jako wspólnota – wspomagać jego rewaloryzację, remonty poprzez system dotacji, grantów. Ale to działanie o tyle ułomne, że środki z ministerstwa, województwa i miasta stanowią kroplę w morzu potrzeb.

Szukając więc możliwości zachowania tego co cenne wybieramy różne drogi. Czasami sprzedaż prywatnemu inwestorowi, który ma poważne plany wobec zabytku wydaje się najlepszą drogą. Tak uratowany został spichlerz, w którym jest dziś Hotel Gdańsk, latarnia morska w Nowym Porcie, a młyn na Starym Mieście pełni nowe funkcje, zachowując to, co specjaliści uznają za konieczne. Niestety bywa też tak, że właściciel przeliczy się z siłami, bądź nie dotrzymuje obietnicy. Taki los spotkał dawne Zakłady Mięsne czy Zajezdnię w Oliwie.

Drugą drogą jest zachowanie obiektów w publicznych rękach i remontowanie ich za publiczne pieniądze.

 

Głównie z grantów i dotacji

 

Takich obiektów mamy w Gdańsku wiele: to m.in. te najsłynniejsze – Żuraw, Dwór Artusa, Ratusz Głównego Miasta, filharmonia, ale też niewielkie obiekty jak Kuźnia w Oruni. Nawet publiczny właściciel nie gwarantuje jednak, że środki znajdują się zawsze i w wystarczającej wysokości. Takich zabytków, które potrzebują szczodrych finansowych posunięć mamy bardzo dużo.

Znalezienie środków na remont to tylko część sukcesu. Udało nam się w ostatnich latach nadrobić wieloletnie zaległości. Trudniejsze jest znalezienie nowej funkcji i środków na jej utrzymanie później. Przykładem może być Centrum Hewelianum, które w ruinę popadało od XIX wieku i kilkanaście pokoleń nie potrafiło znaleźć sensownego sposobu zagospodarowania tego ważnego, ale i trudnego obiektu. Dopiero powołanie miejskiej instytucji z pomysłem, oraz wieloletnie prace budowlane i konserwatorskie doprowadziły ten obiekt do obecnej świetności. Dodam, że samo Hewelianum pochłonęło ponad 124 miliony złotych w ciągu kilku ostatnich lat. Ale dobrze służy mieszkańcom i turystom. To były dobrze wydane pieniądze. Aby wyremontować pozostałe obiekty w sąsiedztwie Góry Gradowej potrzebne będą kolejne dziesiątki milionów. Tak więc znalezienie nowej funkcji i gospodarza, który będzie zabezpieczał bieżące wydatki na prąd, remonty, pracowników, jest kluczowe dla podjęcia trudnego i kosztownego procesu rewitalizacji, konserwacji.

Przykładem, gdzie takiej funkcji i partnera nie udało się jeszcze znaleźć jest Dwór Fischera w Nowym Porcie. Pozyskanie środków na remont wydaje się być możliwe, ale nie ma sensu go rozpoczynać, dopóki nie jesteśmy w stanie zabezpieczyć środków na jego użytkowanie oraz nie mając dobrego pomysłu, jak ten obiekt mógłby służyć nam wszystkim nie będąc tylko miejscem, które trzeba ogrzewać, pilnować i ubezpieczać. Czasami po wielu latach, udaje się znaleźć rozwiązanie poprzez partnerstwo z innymi instytucjami. Tak jest w przypadku przepięknej kamienicy na ul. Rycerskiej.

Z powodzeniem udało się zrealizować takie montaże w wielu obiektach, ale wiele jeszcze czeka na lepsze czasy. Wymienię tu tylko kilka obiektów, które pochłonęły ogromne kwoty i z powodzeniem służą dziś nam wszystkim: Twierdza Wisłujście, Łaźnia na Dolnym Mieście i w Nowym Porcie itd.

Zabytki pochłaniają niebagatelne kwoty. Prace konserwatorskie są kosztowne i najczęściej dużo droższe od budowy nowych obiektów. Kosztowne i długotrwałe są związane z tym prace inwetaryzacyjne, projektowe. Pieczołowicie odtwarzane elementy, kosztują wielokrotnie więcej niż standardowe okna, balustrady czy inne elementy budowlane. Zabytkowe budynki są również

 

dużo droższe w eksploatacji

 

i bardzo trudne w przystosowaniu do potrzeb niepełnosprawnych. Trudniej się je ogrzewa, wymagają nakładów na ochronę przed wilgocią, pożarem, kradzieżą. Każda, nawet najdrobniejsza interwencja, rodzi koszty idące w miliony. Musimy mieć tego świadomość, musimy podejmować trudne decyzje, które zabytki dofinansowujemy w pierwszej kolejności a które muszą czekać.

Gdańsk ma takich obiektów wiele, a możliwości ograniczone. Wiele spośród obiektów, które dziś są w fatalnym stanie, popada w ruinę już od ponad 100 lat. Czasy PRL-u dopełniły degradacji wielu budynków i nadganianie materialnych zapóźnień to proces kosztowny i długotrwały. Nie zrobimy tego w jedno pokolenie. Nasi następcy będą musieli się również z tym zmagać.

Terenem, którego zachowanie w obecnej formie wymagałoby miliardów jest teren dawnej stoczni. Przypomnę, że nie dotyczy to całości terenu, bowiem jej część, zwłaszcza Wyspa Ostrów, ma dalej przeznaczenie przemysłowe. O całej historii związanej z przemianami własnościowymi terenów postoczniowych pisałem już na blogu tutaj.

Tereny, które posiada kilku deweloperów przeznaczone są pod nową dzielnicę miasta tzw. Młode Miasto. Aby ten cel urzeczywistnić muszą pojawić się inwestorzy, którzy będą skłonni zainwestować tu swoje pieniądze i uwierzyć w potencjał tego miejsca. Część budynków, które zostały ocenione jako ważne kulturowo, jak również stoczniowe dźwigi chcemy zachować dla kolejnych pokoleń, ale nie wykluczamy, że powstaną tu również nowe obiekty usługowe, mieszkalne, rozrywkowe.

Jeszcze raz przypomnę że to nie miasto, a rząd sprywatyzował stocznię, w wyniku czego syndyk sprzedał tereny postoczniowe prywatnym inwestorom. Miasto nie było brane pod uwagę w planowaniu przyszłości tych terenów. Część z nich, niezbędnych dla realizacji Europejskiego Centrum Solidarności, ulicy Nowej Wałowej i promenady Droga do Wolności pozyskaliśmy po długich i trudnych negocjacjach.

W latach 2000-2004 w trakcie tworzenia miejscowych planów dla terenów postoczniowych zasady i zakres ochrony konserwatorskiej, zgodnie z ustawą, określał wojewódzki konserwator zabytków. To co postanowił objąć ochroną i uznał za ważne z punktu widzenia kulturowego, zostało w planach ochroną objęte.

W dyskusji na temat wyburzeń prywatnych budynków na terenach postoczniowych zapomina się, że

 

prezydent miasta musi przestrzegać prawa

 

Prezydent, jako organ administracji publicznej, działa na podstawie przepisów prawa i odmawiając rozbiórki lub zezwalając na budowę, musi podać podstawę prawną rozstrzygnięcia – artykuł ustawy, paragraf rozporządzenia lub zapis w planie miejscowym. Rozstrzygnięcia bez podstawy prawnej są nieważne!

Jestem całym sercem za zachowaniem jak największej ilości dawnej zabudowy. Ale nie można o tym myśleć w oderwaniu od rzeczywistości. Muszą się znaleźć chętni do zainwestowania, znalezienia pomysłu na użytkowanie, poniesienia kosztów wielkich remontów, wyposażenia, wreszcie ostateczna inwestycja musi się jakoś utrzymać, opłacić rachunki, pracowników. Nie oczekujmy, że wszystkie stare budynki zamienione zostaną na publiczne galerie, sale koncertowe. To utopia. Miasto, mieszkańcy nie uniosą potem ciężarów z tym związanych. Nie wspominając o tym, że dziś nie mamy pieniędzy, żeby odkupić te budynki od właściciela. Nie mamy również pieniędzy na odkupienie dźwigów i terenów pod nimi.

Nawet społeczni obrońcy zabytków, którzy tak chętnie nas krytykują, doskonale wiedzą jak trudno jest znaleźć użytkownika i środki na remont oraz utrzymanie obiektów zabytkowych. Podam przykład: na prośbę pana Korzeniowskiego i pod wpływem jego zapewnień przekazałem na trzy lata Towarzystwu Opieki nad Zabytkami jeden z obiektów zespołu dawnego szpitala Bożego Ciała. Towarzystwo miało znaleźć sposób na finansowanie remontu. Nic z tego nie wyszło a dziś obiekt przekazany został Centrum Hewelianum. Nie będzie im łatwo znaleźć pieniądze, ale jest nadzieja. Szukajmy razem rozwiązań realistycznych, polecajmy Gdańsk inwestorom, którzy nie boją się trudnych obiektów i mają dobre pomysły oraz kapitał. Szukajmy wspólnie funduszy, nie tylko w kieszeni gdańskich podatników.

Byłbym najszczęśliwszym prezydentem, gdybym mógł w ciągu 10 lat wyremontować całe miasto, wszystkie zabytkowe budynki, drogi i obiekty, ale to niemożliwe. Nie ma tak bogatego państwa i miasta na świecie, no może poza nowymi, chińskimi założeniami miejskimi. Staramy się więc pozyskiwać środki zewnętrzne, zachęcać do inwestycji w substancję zabytkową, wreszcie rozsądnie dysponować skromnymi środkami z budżetu miasta.

Dyskusja na temat priorytetów jest wskazana, ale ostatecznie muszę podjąć takie czy inne decyzje i za nie odpowiadać. Cenne są dla mnie uwagi mieszkańców, ale

 

każdy ma inne priorytety

 

i inne obiekty uważa za najważniejsze. Ostatecznie muszę podjąć te decyzje rozpatrując różne racje i okoliczności. Czasami o kolejności decyduje, to że na jakiś remont udało się pozyskać fundusze unijne a na inny nie. Wszystkie te okoliczności staram się na bieżąco wyjaśniać.

 

Na koniec trochę o pieniądzach:

 

Od 2005 roku Miasto Gdańsk udziela dotacji celowych na zabytki. Dotacje te są bezzwrotne. W latach 2005-2013 wyniosły one blisko 20 mln zł. W tym roku przyznany został kolejny milion. O dotacje ubiegać mogą się wszyscy właściciele, za wyjątkiem podmiotów zakwalifikowanych do sektora finansów publicznych.

Ale Miasto Gdańsk nie tylko wspiera finansowo prace remontowe i konserwatorskie właścicieli gdańskich zabytków, samo także inwestuje ogromne środki w prace przywracające świetność zabytkowym obiektom. Pozyskuje na ten cel także środki także z zewnętrznych źródeł. W ciągu ostatnich trzech lat (2010-2013), Miasto i jednostki miejskie, m.in. przy wsparciu unijnym i Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Kulturowego na prace remontowe, konserwatorskie i inne przeznaczyło blisko 190 mln złotych. W tej kwocie najpoważniejszą pozycją jest przebudowa najdłuższej zachowanej średniowiecznej budowli w Europie, czyli kanału Raduni. Warto pamiętać, że rewaloryzacja i przebudowa kanału to ważny element zabezpieczenia przeciwpowodziowego Gdańska. Wśród tych inwestycji znajdują są się także m.in.: przebudowa i adaptacja dawnej łaźni miejskiej na potrzeby działań kulturalnych i społecznych – Łaźnia 2 w Nowym Porcie, czy kontynuowane prace ratownicze Twierdzy Wisłoujście (kilkanaście milionów złotych). Wyżej wspominałem, że samo Centrum Hewelianum pochłonęło 125 mln zł, Muzeum Historyczne Miasta Gdańska w ciągu 3 lat prawie 13 mln zł na prace remontowe. W ramach projektu unijnego przywróciliśmy do świetności Bramę Wyżynną, co kosztowało miasto 700 tys., ale pozyskano środki w wysokości kilku milionów.

Piękny żółty wiadukt na Jana z Kolna potrzebował pilnie remontu, aby przetrwał kolejne kilkadziesiąt lat. Nie udało się pozyskać na to żadnej dotacji. 6,5 mln złotych wyłożone zostało z miejskiej kasy. Wspomniałem, że obiekty zabytkowe wymagają również kosztownych przygotowań. W roku poprzednim, z gminnej kasy na same dokumentacje, opracowania przygotowujące późniejszą pracę wydaliśmy 200 tys. zł. Zwykle dokumentacja jest konieczna do ubiegania się o finansowanie ze źródeł zewnętrznych.

W tej chwili trwają prace w Dworze Artusa i innych obiektach Muzeum Historycznego Miasta Gdańska, które pochłoną 0,5 mln złotych. A przecież to jedne z najważniejszych obiektów w Gdańsku i na nie zabraknąć pieniędzy nie może.

Mogę podać długą listę wydatków na ten cel. Nadal jednak istnieje ogromna lista potrzeb i to się tak szybko nie zmieni. Chyba że gwałtownie wzrosną nam dochody, czego trudno się spodziewać, ale czego wszystkim nam życzę.