„A kto nas odprowadzi?” – zapytał mnie 29 września były partyzant Armii Krajowej z Wileńszczyzny na cmentarzu Łostowickim po pogrzebie mojego wujka Henryka Sobolewskiego.. zaskoczony nieco tym pytaniem odpowiedziałem – „My was będziemy odprowadzać!”.

Na naszych oczach odchodzą ostatni żołnierze września 1939 roku, odchodzą ostatni żołnierze państwa podziemnego. Kończy się bezpowrotnie pokolenie Polaków urodzonych w okresie II Rzeczpospolitej. Pokolenie, które musiało zdać najtrudniejszy egzamin, jaki tylko można sobie wyobrazić.

Mój wujek Henryk Sobolewski, najbliższy kuzyn mojego ojca, urodził się w roku 1926 w Wilnie. W momencie wybuchu wojny miał tylko trzynaście lat. Został zaprzysiężony w Armii Krajowej Okręgu Wileńskiego w wieku szesnastu lat. Po wielkiej zbrojnej operacji AK na Wileńszczyźnie w lipcu 1944 roku został aresztowany przez NKWD. Sąd Litewskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej skazał go na karę śmierci. Z powodu nieukończenia osiemnastego roku życia w chwili orzekania wyrok ten zamieniono na karę dziesięciu lat zsyłki na Syberię.

Henryk Sobolewski wrócił do Polski w grudniu 1955 roku – miał wtedy skończone dwadzieścia dziewięć lat. Najlepsze twórcze lata życia spędził w bolesnej niewoli, podobnie jak wiele tysięcy Polek i Polaków. Później próbował tę stratę nadrobić.

W piątek 2 października zmarł, urodzony w roku 1919, Marek Edelman – ostatni żyjący przywódca powstania w getcie warszawskim, uczestnik powstania warszawskiego, lekarz kardiolog i działacz opozycji demokratycznej. Piękna, wybitna postać.

Miałem wielki zaszczyt Go poznać. Byliśmy razem w połowie lat dziewięćdziesiątych w oblężonym przez serbskie wojska Sarajewie. Marek Edelman był wyjątkowym członkiem delegacji polskich miast, które na znak solidarności pojechały do obleganego od tysiąca dni Sarajewa. Nie zapomnę naszych rozmów i wspomnień, które snuliśmy w Zagrzebiu i pozbawionym elektryczności oraz wody Sarajewie.

W wielkiej, wypełnionej po brzegi sarajewskiej sali trwała konferencja poświęcona wojnie na Bałkanach. Z każdego kraju przemawiał tylko jeden przedstawiciel. Nasza gdańsko-krakowsko-łódzko-wrocławska delegacja zadecydowała, że w imieniu polskich miast przemówi właśnie Marek Edelman. Na sali panował lekki chaos i szum. Ale w momencie, kiedy prowadzący zapowiedział kto będzie przemawiał w imieniu polskich miast, zapadła wyjątkowa cisza i skupienie. Głos Marka Edelmana brzmiał autentycznie i prostolinijnie, jak ewangeliczne „tak, tak; nie, nie”. Edelman zebrał owacje na stojąco. Stał się bezspornie najważniejszym gościem oblężonego Sarajewa.
Odchodzi to wyjątkowe pokolenie. Co my – urodzeni w latach 50., 60., 70., 80…. przejmiemy od pokolenia kombatantów, od Marka Edelmana, od Barbary Skargi, od mojego wujka?