Pięćdziesiąt lat temu ukazała się książka szczególna – „Blaszany bębenek” Güntera Grassa.

Trzydzieści lat temu ukazał się jej pierwszy polski przekład. Ukazał się w wydawnictwie nielegalnym. Nota bene nigdy nie byłem w stanie zrozumieć dlaczego ta piękna książka o skomplikowanych losach gdańszczan była w Polsce zakazana. Maleńki, niewyraźny druk. Ale to w niczym nie przeszkadzało, by całe noce spędzać nad lekturą.

Dla nas, dla gdańszczan, ta wspaniała książka miała walor szczególny – była fascynującą opowieścią o naszym mieście. W każdej chwili można było oderwać się od jej kart i iść Gdańskiem śladami Oskara – Głównym Miastem, Wrzeszczem, Oliwą…

Z okazji tych dwóch okrągłych rocznic ponownie Grass gościł w naszym mieście. A jego wizyty są czymś w rodzaju święta. To bowiem on rozsławia od lat nasze miasto w świecie. Dzięki niemu jesteśmy miastem dwóch noblistów. To on miał wielkie zasługi dla trudnego pojednania polsko-niemieckiego.

Jest rzeczą niezmiernie zasmucającą, że każda wizyta znakomitego pisarza, Honorowego Obywatela Gdańska, prowokuje niektórych naszych współobywateli – na szczęście nielicznych – do wszczynania niepotrzebnych awantur.

Tak było i teraz – pewien poseł PiS wydał oświadczenie, w którym powtórzył zgrany argument – Grass w „Blaszanym bębenku” obraził pamięć Obrońców Poczty Polskiej.

Czym obraził tę pamięć poseł nie był łaskaw napisać. Ale że to argument nie nowy wcale, przypomnijmy ten stary zarzut. Otóż przed laty mówiło się, że obraził tym, iż pokazał obrońców jako ludzi, którzy się boją i w czasie oblężenia poczty grają w karty.

Żeby sformułować taki zarzut trzeba być pozbawionym elementarnej wiedzy o życiu, o ludziach. Każdy normalny człowiek boi się śmierci. Boi się jej szczególnie wówczas, gdy się do niego strzela. Nie boją się tylko psychopaci. A prawdziwe bohaterstwo nie polega na tym, że człowiek się nie boi, a na tym, że potrafi swój strach przezwyciężyć. Czy jest coś nagannego, że obrońcy Poczty Polskiej grali w karty? Gra w karty też jest odsuwaniem od siebie, przynajmniej na chwilę, myśli o śmierci. To bardzo ludzkie.

Ale zostawmy ludzi, którzy zawsze znajdą powód by się przyczepić, by wetknąć bliźniemu szpilę. Zostawmy tych, którzy jak przystało na dobrych synów realnego socjalizmu, nie potrafią czytać literatury bez kontekstu politycznego.

Te dwie rocznice „Blaszanego bębenka” uczciliśmy Festiwalem Sztuki Grassomania – Tożsamość miejsca. Tożsamość miejsca jest ważnym motywem twórczości Güntera Grassa, szczególnie mocno wyeksponowanym właśnie w „Blaszanym bębenku”. To zarówno tożsamość osobowa, a więc nasze doświadczenia związane z miastem czy dzielnicą, w której dorastaliśmy. To zbiór obrazów, dźwięków czy zapachów, ale też tożsamość kulturowa, narodowa i językowa.

Nasza Grassomania więc to próba znalezienia tożsamości Gdańska.

Podczas tego festiwalu ruszyła Gdańska Galeria Güntera Grassa. I bardzo dobrze, jako że jesteśmy rodziną i tak jak w rodzinie cieszymy się, gdy ktoś z jej członków przyjeżdża do domu. Od wielu lat marzyliśmy o tym, by w Gdańsku stworzyć miejsce, w którym Günter Grass będzie obecny 24 godziny na dobę.

Historia „Blaszanego bębenka” pełna jest zaskakujących paradoksów. Na przykład pokaz nakręconego według niej filmu odbył się w Gdańsku 12 czerwca 1980 roku w gmachu… Komitetu Wojewódzkiego PZPR! A więc w siedzibie tych, którzy starali się tę książkę i ten film skazać na zapomnienie.