Wielu znajomych pytało mnie; dlaczego zdecydowałeś się pisać blog? Moda? Kaprys?
Nic z tych rzeczy. Zastanawiałem się nad tym już od dawna. Blog to przede wszystkim wielka szansa dotarcia do obywateli naszego miasta. Nie do wszystkich, to jasne. Ale do zdecydowanie większej ich liczby, niż poprzez media. Media bowiem ze swojej natury patrzą władzy na ręce. Chętniej donoszą o moich niepowodzeniach, niż o planach i przemyśleniach. To zrozumiałe.
Ale zrozumiała jest też, mam nadzieję, naturalna dla każdego świadomego obywatela dążność do podzielenia się swoimi odczuciami, planami, a nawet marzeniami. Próbowałem to zrobić poprzez moją książkę „Gdańsk jako wyzwanie”. Ale, obawiam się, żyjemy dziś nie tyle w epoce książek, co w epoce internetu.
Zdecydowałem się więc skorzystać z tej możliwości przekazu. Zdecydowałem się otworzyć przed Wami. Mam nadzieję, że zechcecie merytorycznie odnosić się do tego mojego pisania. Mam nadzieję, że znajdziemy w ten sposób wspólną płaszczyznę dyskusji o Gdańsku, Polsce i świecie.
Czekam na Wasze przemyślenia, na Wasze głosy.
30 komentarzy
Dlaczego osoba, która nie ma praktyki budowlanej, która była i jest jedynie wiecznym działaczem, była i jest reprezentantem inwestora na tak ważnej inwestycji mojego Rodzinnego Miasta ?! Czy ta osoba, przez którą Gdańsk, moje Rodzinne Miasto, stało się obiektem kpin, odda wynagrodzenie, które otrzymywała m. in. z moich obowiązkowych opłat?
Mam żal do Prezydenta Adamowicza, że kumpelskie układy wzięły górę nad dobrem ogółu, nas- Gdańszczan i publicznych pieniędzy. Mam żal, że tak ważną funkcję zastępczego inwestora powierzył ignorantowi. Pan Trykosko nie ma żadnej praktyki zawodowej w budowniectwie. Jest to typowy przykład wiecznego działacza, który budowy zna tylko od strony przecinanej wstęgi po ich… zakończeniu. Poza tym taka duża inwestycja, jaką jest budowa stadionu piłkarskiego, nie mogła być powierzona osobie, która jest w kumpelskich układach z dyrektorami firm wykonawczych. Pan Trykosko bywając na nieskończonej ilości wspólnych rautach i imprezach towarzyskich jest z nimi wszystkimi na Ty. Jak więc miał i ma „gonić” do roboty swoich kumpli od kieliszka. Jestem inż. budownictwa z 30 letnią praktyką zawodową, głównie na Wybrzeżu, co pozwoliło mi na poznanie tych układów na wylot. Mam żal do Prezydenta Adamowicza i żałuję, że na niego głosowałem, ale będąc sympatykiem PO, nie miałem żadnej alternatywy.
Zgodnie z przyjętą zasadą przeze mnie na blogu. Przyjąłem do wiadomości, choć nie ustosunkowuję się do anonimowych komentarzy. Gdyby były podpisane to traktuje je zawsze poważnie…. ale dziękuję za komentarz
dotyczy straży miejskiej.Od kilku lat mieszkajac na Przymorzu i będąc na emeryturze dokładnie obserwuje działania tej formacji.Teoretycznie taka miejska słuzba porządkowa obok policji byłaby potrzebna. ale całkowicie inaczej zorganizowana, inaczej wyszkolona i mająca inne cele niż obecna. Pretensje wymienie w punktach. 1.główna misja to polowanie na łatwe, bezpieczne i proste mandaty za naprawdę minimalne wykroczenia, niwarte uwagi.Dotyczy to głównie osób starych.chorych , nie umiejacych się bronić.Szkodliwość tych czynów dla bezpieczeństwa w mieście jest ZADNA. a przez mieszkańców jest odbierane jako haracz do kasy miasta.2.Podczas patrolu omijają z daleka i miejsca i grupy naruszajace prawo wieksze niż 3 osoby. patrolują głównie wielkie ulice jadąc bezmyślnie dziesiatkirazy tą samą trasą. Na własne oczy obserwowałem wielokrotnie ich tchórzostwo.Nigdy nie widziałem interwencji SM w sytuacjacj, które mógłbym poprzeć. # W kontaktach z obywatelem zachowują się skandalicznie . wyłazi pospolite chamstwo. brak obycie. kindersztuba i brak poczucie, że oni są do ochrony mieszkańców, a nie do prześladowania ich.( w parku przymorze wołano do mnie ” hej ty tam. chodzno tu. ale migiem ). Swoją postawą i zachowaniem wzbudzają nienawiść ludzi.a służba porzadkowa nie majaca poparcia jest bez sensu. Często są brudni. nie ogoleni. niechlujni. bez kompletnego umundurowania. i trudno ich odróżnić od bandziorów.Odbierający telefony pod ich numerem jest arogancki i bezczelny. Na każdą uwage odpowiada, że skargi przyjmuje komendant w środy. I tak można by długo. CZAS NA WNIOSKI . Istnienie i opłacanie straży miejskiej w jej obecnej formie nie ma absolutnie ZADNEGO wpływu na bezpieczeństwo.Dobór ludzi i wyszkolenie jest fatalne. Mydleniem oczu jest wykazywanie przez SM setek interwencji , co ma uzasadnić sens istnienia tej formacji. to są interwencje bez znaczenia. zakłamame i oszukańcze.Istnieje opinia, że SM ma zastepować POLICJE, z powodów oszczedności budżetu państwa. oraz że jest zródłem dochodów samorzadów z ograbiania ludzi. Jeżeli to jest prawda. byłaby to narodowa tragedia.Jest jeszcze jedna sprawa warta zastanowienia. Chętnych do pracy w SM jest bardzo wielu.Jeżeli młody człowiek z średnim. ponoć.wykształceniem chce się nając do takiej funkcji, za tak małe relatywnie pieniadze, to jest pytanie co mu w tej pracy imponuje ? kajdanki, pałka, WLADZA nad innym człowiekiem ??? Z jakimi więc ludzmi mamy do czynienia ? Rozumiem, do POLICJI, bo to i prestiż, społeczna akceptacja i szacunek. emerytura itd. ale do Straży Miejskiej ???? Problem dla psychologa. Wnioskuje zozwiazaniem tej chorej fotmacji, niczemu nie przydatnej nie mającej żadnego wsparcia mieszkańców. Do pilnowania porządku w demokratycznym państwie jest policja, profesjonalna, wyszkolona . a nie prymitywna podróba stróża prawa. Prosił Pan o głosy w tym temacie. to ten gł9s wydałem Andrzej Kieszkowski gdańsk Piastowska 121. Lacze wyrazy szacunku.
Dot. straży miejskiej…Uważam że powinno się zmienić kryteria przyjmowania do pracy strażników, przypuszczam że większość nie dostało się do policji, a po podwyższeniu uprawnień część z nich stało się strażnikami texasu.W ogóle nie zajmują się sprawami do których są powołani, niejednokrotnie byłem świadkiem, jak strażnicy „czaili” się w krzakach koło maratonu w gdańsku, albo koło przychodni na Łagiewnikach i w ten sposób nabijali sobie mandaty.Uważam że część z nich są nadpobudliwymi chłopcami z kompleksami i fakt że nie można się nikomu na nich poskarżyć, zgłosić nadużycie jest ogromnym problemem dodającym im sił.Podpisałbym się pod wnioskiem rozwiązania straży.
Dokładnie te same zarzuty można by postawić policji a jeśli nawet nie, to tylko dlatego, że policja zaparkowanymi autami zajmować się nie chce. Co do profilu psychologicznego strażników nie chcę zabierać głosu ale nie bardzo wiem, co zaproponowałby Pan w zamian? Jest w Gdańsku kilkaset miejsc gdzie notorycznie łamane są przepisy ruchu drogowego, a przecież w okolicy sklepu Maraton oraz ul. Łagiewniki są płatne parkingi, na których prawie zawsze są wolne miejsca. Najczęściej zresztą strażnicy patrolują dane miejsca z powodu interwencji mieszkańców, którzy proszą o karanie mandatami, uznając że inne praktyki są nieskuteczne.
Witam, mam znajomych strazników którzy mówią, że system płac jest zły. Jak się nie wystawia mandatów nie ma premii a zwierzchnicy mówią – nie pracujesz(więc jest dzika pogoń aby wystawic jak najwięcej mandatów). Masz wystawiac mandaty jak tego nie zrobisz zostaniesz zesłany na gorsze dzielnice. Wilokrotnie widziałem na starym miescie 2-3 SM którzy polowali na konkretne typy wykroczeń i jak kogoś złapali nie było mowy o pouczeniu – bez dyskusji był wystawiany mandat. Zreszta wewnetrzne nie oficjane instrukcje wydane przez kierownictwo mówią, że na 9 mandatów może przypadać jedno pouczenie!!!! SM w obecnej formie nie służy do pomocy obywatelom a do ich bezwzglądnego karania – jak w takim przypadku ta formacja ma uzyskac przychylość mieszkańcow ? Rozwiązaniem problemu było by zmienienie systemu wynagradzania w ten sposób aby nie zależał on od ilości wystawionych mandatów plus poinstruowanie SM aby pomagali i upominali mieskzańców a nie tylko wystawiali mandaty. Hitoria z życia a pro po ilości mandatów – jakies 2 lata temu zostałem wezwany na prześłuchanie do komistariatu policji na ulicy kartuskiej w sprawie mandatu wystawionego przez SM(przeszedłem 2 metry od przejścia dla pieszych na pustej ulicy-żadnego samochodu na jednokierunkowej drodze po horyzont). Przesłuchujaca mnie Pani powiedziała, że prowadzi sprawę starając się wykryć nieprawidłowości w 700 madatów wystawionych przez jednego SM w ciągu 3 miesięcy a jej kolega rozpoczynał przesłuchania w innej sprawie SM – 1400 mandatów w podobnym okresie !! To powinno dać Panu do myślenia. Nie oczekuje odpowiedzi a działań !!
Szanowny Panie Prezydencie Gdańska. Obserwuję poczynania straży miejskiej w Gdańsku od początku jej istnienia i nigdy nie było tak źle z nią jak w ostatnich kilku latach. Doszło do tego, że gdy widzę ich radiowóz to z ciekawości idę zobaczyć co porabia. I rzadko się rozczarowuję. Chyba, że radiowóz stoi pusty np. pośrodku mostu, bo wtedy nie widać strażników. A widać gdy równie nieprawidłowo parkują robiąc zakupy w Biedronce. Widać ich gdy zostawiwszy samochód pośrodku chodnika zaczepiają dziewczęta przez żeńskimi liceami wypytując, która paliła popapierosa lub gdy jeżdżą po traktach pieszych nad opływem Motławy. Spieszonych strażników można też zastać w najdziwniejszych miejscach i pozycjach. Np 5 na raz na podwórku koło Zielonej Bramy lub patrolujących pilnie ulice którymi ludzie rzadko chodzą. Np ul. Szopy.Nieprawdą jest że wystawiają dużo mandatów za złe parkowanie. Gdyby tak było, to można by swobodnie spacerować na przykład wzdłuż jachtów na ul. Szafarnia lub chodnikiem Długich Ogrodów miedzy ul. Seredyńskiego a Św. Barbary. Na obu chodnikach nie ma prawa parkować samochód a codziennie jest ich ponad 20 na Szafarni i ponad 10 na Dł. Ogrodach. Powtarzam codziennie i codziennie można spotkać tych kierowców, którzy stawiają samochody ok 7 rano i zabierają po 16 na ul. Szafarnia. Żeby ograniczyć głupoty wyczyniane przez pseudo patrole straży proponuje ograniczyć ich obowiązki wyłącznie do nieprawidłowego parkowania. Nie traktowałbym poważnie wypisywanych w internecie skarg na mandaty wystawiane za te wykroczenia. To tak jakby sprawcy przestępstw skarżyli się na policję i sądy.Tylko parkowanie bo i z tym straż miejska nie może sobie poradzić. Gdy poradzi sobie z samochodami to można by pomyśleć o rozszerzeniu obowiązków. Ale to czysta teoria tylko. Z poważaniem A.P.
Panie Prezydencie,Uważam, że rolą Straży Miejskiej oprócz oczywiście przestrzegania przepisów jest pilnowanie porzadku, szczególnie w okresie letnim. Dlatego tez zamiast robić zasadzki na ul. Kołobrzeskiej na pieszych przechodzących na czerwonym świetle, można by było wykorzystać ich zapal do patroli tych miejsc, w których nie jest zbyt bezpiecznie i które słyną ze złych opinii.
W SM jak w każdej instytucji pracują różni ludzie. Nie jest prawdą że to sami debile bez szkoły jak niektórzy uważają. Wielu z nich to ludzie z wyższym wykształceniem, obyci i kulturalni. Nie przeczę że są od tego wyjątki i zapewne te wyjątki powodują że wizerunek strażnika w oczach mieszkańców jest jaki jest. Inną sprawą jest problem zarządzania tak dużą organizacją jaką jest SM. Nie jest prawdą, że Komendant musi się znać na kwestiach bezpieczeństwa publicznego, jeżeli się zna to jest to tylko dodatkowy atut (obecny niewątpliwie doświadczenia takiego nie ma gdyż w marynarce nie miał możliwości go zdobyć). Komendant powinien mieć doświadczenie w zarządzaniu dużą organizacją a od spraw merytorycznych ma zastępców. Problem rodzi się wtedy gdy zarządzający jednostką nie potrafi nią zarządzać i nie wie do jakich celów organizacja jest powołana. Tutaj nie wystarczy skończyć MBA by prawidłowo określić cele do jakich powinniśmy dążyć i metody jakimi powinniśmy się posłużyć. Co do wizerunku strażnika na ulicy na pewno nie pomaga fakt że funkcjonariuszom trudno wymienić zużyte sorty mundurowe a otrzymywane pieniądze za pranie mundurów na 1/2 roku starczają na miesiąc. Do tego rażąco niskie wynagrodzenia (ok. 1300-1500 na m-c) powodują iż nawet ta niewielka kwota przeznaczana jest przez funkcjonariuszy na utrzymanie rodzin. Wielu strażników rozumie sytuację budżetową miasta i nie ma wygórowanych wymagań finansowych. Tym bardziej bolą przykłady gdy środki finansowe nie są przeznaczane na cele na które przekazuje je miasto. W SM Gdańsk jest 7 referatów w każdym po ok 25 f-szy z tego w patrolach ok 20. Daje to ok 140 osób. Ciekawe czy ktoś słyszał o przedsiębiorstwie usługowym w którym na 315 zatrudnionych na etacie w produkcji/usługach pracowało 140 a 175 osób ich obsługiwało. Taka firma nie może istnieć. Jest to możliwe wyłącznie w instytucji publicznej gdzie nie liczy się kosztów. Nawet na osławionej poczcie polskiej czy polskiej kolei nie jest tak, że na 2 auta pracujące w usługach przypadało 1 przeznaczone dla szeroko rozumianej administracji a tak jest w SM Gdańsk. Może warto by było zastanowić się czy rzeczywiście tyle etatów administracyjnych jest potrzebnych. Oczywiście ograniczanie przerostów zatrudnienia jest trudne ale nie niemożliwe jeżeli się ma wole zmian. Potrzebna jest merytoryczna dyskusja Prezydenta Miasta z kierownictwem SM i związkami zawodowymi. Tutaj nie wystarczy, że Prezydent wezwie na tzw dywanik Komendanta. Owszem Prezydent spotyka się z kierownictwem SM ale nie jest to dyskusja tylko pokazówka zorganizowana przez kierownictwo informująca, że jest dobrze a będzie jeszcze lepiej. Jak można wymagać od pracownika pełnego zaangażowania gdy płaci się mu tyle, że musi on pracować na 2 zmiany z tego najczęściej drugi etat na czarno, bo na pracę po godzinach musi mieć zgodę komendanta. Nie wierzę, że pracownik angażuje się naprawdę w pracę jeżeli musi myśleć za co utrzymać rodzinę. Na tzw ulicy uważa się, że strażnik zarabia więcej od policjanta. Niech mi ktoś pokaże policjanta pracującego za 1300PLN netto. Nie ma się co dziwić że rotacja jest duża. Wystarczy sprawdzić ile osób zwolniło się w ostatnich latach i to nie z powodu przejścia na emeryturę. Coroczne nabory na wakujące stanowiska powodują tylko, że przychodzi coraz mniej wartościowych ludzi a wzrasta ilość osób które do pracy się nie nadają zostają jednak przyjęte gdyż ktoś przecież na ulicy pracować musi. Ciekawe czy kierownictwo wie jakie pracownicy posiadają kwalifikacje. Ile osób posiada prawo jazdy i jakich kategorii. Dlaczego nie organizuje się szkoleń rzeczywiście podnoszących kwalifikacje pracowników a tylko szkolenia które ładnie wyglądają w statystykach. Jak motywowani są pracownicy którzy chcą podnosić swoje kwalifikacje. Obietnice tutaj w związku z atmosferą panującą w SM nie wystarczą bo w nie już nikt (nawet pracownicy z małym stażem) nie wierzy. Reasumując – uważam, że rozwiązanie SM nie jest celowe gdyż jej zadań nie przejmie żadna inna instytucja ale należy poprawić efektywność jej pracy. Jednak by to uczynic potrzebna jest prawdziwa wola do wprowadzenia zmian. Obecnie niestety takiej woli nie widać.
ŚLEDZĄC HISTORIĘ I POCZYNANIA STRAŻY MIEJSKIEJ JAKO BYŁY PRACOWNIK TWIERDZĘ ZCAŁĄ STANOWCZOŚCIĄ, ŻE STRAŻ MIEJSKA , TA PRZEZ DUŻE „S” SKOŃCZYŁASIĘ WRAZ Z ODEJŚCIEM PEŁNIĄCEGO OBOWIĄZKI KOMENDANTA ROMANA D. TO BYŁ CZŁOWIEKNA WŁAŚCIWYM STANOWISKU, DOŚWIADCZONY PRAKTYK I ORGANIZATOR , MAJĄCY WPRZYSŁOWIOWYM JEDNYM PALCU WSZYSTKIE PRZEPISY DOTYCZĄCE ŁADU I PORZĄDKUPUBLICZNEGO. WSPÓŁPRACA STRAŻY MIEJSKIEJ Z KOMENDĄ MIEJSKĄ POLICJI IPOSZCZEGÓLNYMI KOMISARIATAMI OWOCOWAŁA PODNOSZENIEM KWALIFIKACJI UCZESTNIKÓWWSPÓLNYCH PATROLI.SĄDZĘ, ŻE TO SAMO MOGŁABY POWIEDZIEĆ STRAŻ GRANICZNA JAK I INSPEKCJA TRANSPORTUDROGOWEGO. OD CZASU PRZEJĘCIA KOMENDY STRAŻY MIEJSKIEJ W GDAŃSKU PRZEZ EMERYTÓWWOJSKOWYCH Z MARYNARKI WOJENNEJ W GDYNI WSZELKIE DOTYCHCZASOWE OSIĄGNIĘCIAZOSTAŁY ZAPRZEPASZCZONE. STRAŻ MIEJSKA STAŁA SIĘ JEDNOSTKĄ WOJSKOWĄ Z LAT80-TYCH, CO PRAWDA BEZ KARABINÓW ALE ZA TO Z TZW. „CELAMI „, OKTÓRYCH BYŁO GŁOŚNO ONEGO CZASU. NOWY KOMENDANT W BARDZO KRÓTKIM CZASIE OKAZAŁ SIĘ ZWYKŁYM INDOLENTEM I BUFONEM. TRAKTUJĄC WSZYSTKICH Z GÓRY POSTANOWIŁ STWORZYĆ SWÓJ MAŁY GARNIZONIK ODERWANY OD RZECZYWISTOŚCI I NIE MAJĄCY NIC W SPÓLNEGO Z OCZEKIWANIAMI MIESZKAŃCÓW GDAŃSKA. PRZEDE WSZYSTKIM STWORZONO ODPOWIEDNIĄ, NOWĄ STRUKTURĘ ORGANIZACYJNĄ STRAŻY MIEJSKIEJ. NA GRUDNIOWEJ SESJI W 2007 ROKU W ŚWIĄTECZNEJ ATMOSFERZE NIKT A RADNYCH NIE ZAUWAŻYŁ, JAKI PRZEKRĘT SZYKUJE IM PAN KOMENDANT PODSUWAJĄC WŁAŚNIE W TYM MOMENCIE NOWY SCHEMAT STRUKTURY ORGANIZACYJNEJ DO ZATWIERDZENIA, DODATKOWO 1 LUTEGO 2008 ROKU STRAŻ MIEJSKA WDROŻYŁA TAKŻE SYSTEM ZARZĄDZANIA JAKOŚCIĄ ISSO 9001:2000 W CELU….ZACIEŚNIENIA WSPÓŁPRACY ZE SPOŁECZNOŚCIĄ LOKALNĄ…HA!!!!!!!! HA!!!!!DODATKOWO ZA PRIORYTETOWE ZADANIE UZNANO PROMOWANIE POZYTYWNEGO WIZERUNKU GDAŃSKA JAKO MIASTA PRZYJAZNEGO I BEZPIECZNEGO….HA!!! HA!!!! DZIĘKI TYM TAKTYCZNYM POSUNIĘCIOM MOŻNA BYŁO W KRÓTKIM CZASIE STWORZYĆ NOWE STANOWISKA POWODUJĄCE, ŻE BIUROKRACJA W STRAŻY MIEJSKIEJ ROZROSŁA SIĘ DO GRANIC ABSURDU. GDYBY PRZYJRZAŁ SIĘ PAN ŁASKAWIE( WIEM, ŻE MA PAN MASĘ INNYCH PROBLEMÓW) TO ZAUWAŻYŁBY PAN , ŻE JEŻELI W POPRZEDNIM OKRESIE STRAŻ MIEJSKA ZUŻYWAŁA TACZKĘ RYZ PAPIERU TO TERAZ ZUŻYWA TIRA. Z NOSTALGIĄ WSPOMINAJĄC CZASY WSI USTANOWIONO NOWE STANOWISKA INSPEKTORÓW DS. INSPEKCJI I KONTROLI, DS, OCHRONY ŚRODOWISKA, DO SPRAW RUCHU DROGOWEGO , DO SPRAW ORGANIZACJI I SZKOLENIA, ITD. SPŁODZONO STERTY NIKOMU NIEPOTRZEBNYCH PROCEDUR TAK IDIOTYCZNYCH, ŻE WARTO ABY PAN OSOBIŚCIE SIĘ Z NIMI ZAPOZNAŁ.SZCZEGÓLNIE POLECAM ZARZĄDZENIE W SPRAWIE ORGANIZACJI SYSTEMU KONTROLI ZARZĄDCZEJ???? HARMONOGRAM PRZEBIEGU SŁUŻBY I INNE TYM PODOBNE WYPOCINY.DZIELNI WOJSKOWI EMERYCI ZATRUDNIENI W RAMACH WSPARCIA PRZEZ KOMENDANTA STWORZYLI SETKI NOWYCH ZARZĄDZEŃ ( PRZEPISUJĄC STAREZARZĄDZENIA) , ZAŁĄCZNIKÓW DO ZARZĄDZEŃ I ANEKSÓW ZMIENIAJĄCYCH TEZARZĄDZENIA. SĄDZĘ ŻE JUŻ SAMI SIĘ W TYM POGUBILI…….WYMYŚLONO CELE W UŁAMKACH, PROCENTACH I LICZBACH. WBREW POZOROM OBOWIĄZUJĄ ONE PODOBNO NADAL CO SPRAWIA, ŻE STRAŻNIK STAJE SIĘ JEDNOSTKĄ ASPOŁECZNĄ NASTAWIONĄ TYLKO I WYŁĄCZNIE NA DZIAŁALNOŚĆ REPRESYJNĄ…….WYŚCIG SZCZURÓW..ZA MANDATEM. WIELE RAZY MIAŁEM PO PROSTU OCHOTĘ POWIEDZIEĆ WPROST SPRAWCY WYKROCZENIA, ŻE CHĘTNIE BYM GO POUCZYŁ I ODSTĄPIŁ OD UKARANIA. MUSIAŁBYM POWIEDZIEĆ MU TAKŻE, ŻE ZABRAKNIE MI WYZNACZONEJ ILOŚCI MANDATÓW KTÓRE MUSZĘ NAŁOŻYĆ ŻEBY OTRZYMAĆ 200 LUB 300 ZŁOTYCH PREMII.OCZYWIŚCIE BARDZO ŁATWO BYŁO JĄ STRACIĆ. KIEDY TZW. KONTROLNY EMERYT WYNURZYŁ SIĘ Z KRZAKÓW W POBLIŻU REJONU MOJEJ SŁUŻBY I STWIERDZIŁ, ŻE NIE MAM NA PRZYKŁAD GWIZDKA LUB LATARKI WSZYSTKO PRZEPADAŁO A ON DOSTAWAŁ PREMIĘ 10 KROTNIE WYŻSZĄ,. …..ZA SKUTECZNĄ KONTROLĘ…MOJĄ PRACĘ W OSTATNIM OKRESIE TRAKTOWAŁEM DOSŁOWNIE JAK POLOWANIE…SĄDZĘ ŻE GENIALNY „PLAN REALIZACJI CELÓW” ZRODZIŁ SIĘ W GŁOWIE BYŁEGO ZASTĘPCY KOMENDANTA MARIUSZA J. KTÓRY NIECHLUBNIE ZAKOŃCZYŁ SWOJĄ KARIERĘ LUB EMERYTOWANEGO PORUCZNIKA MON GRZEGORZA P. PEWNEJ KSIĘŻYCOWEJ NOCY KIEDY Z „MOSINEM” NA AMBONIE RÓWNIEŻ WYPATRYWAŁ ICH W CIEMNOŚCI….( NOTA BENE DZIELNEGO STRAŻNIKA ODZNACZONEGO PO 2 LATACH OBIJANIA SIĘ PO KOMENDZIE ODZNACZENIEM ZA DŁUGOLETNIĄ SŁUŻBĘ W STRAŻY MIEJSKIEJ.PRYWATNY FOLWARK MA SIĘ NADAL DOBRZE. WSPÓŁCZUJĘ TYM NIELICZNYM, KTÓRZY NIE MAJA WPŁYWU NA BIEG WYDARZEŃ I NADAL TKWIĄ W TYM G……..TRAGIKOMICZNE JEST RÓWNIEŻ TO ŻE DOŚWIADCZONYCH PRACOWNIKÓW KTÓRZY TWORZYLI KIEDYŚ PODWALINY STRAŻY MIEJSKIEJ WYRZUCONO NA ULICĘ OTACZAJĄC SIĘ GRONEM ULEGŁYCH MIERNOT. PRZYKŁADEM MOŻE TU BYĆ STRAŻNIK , MÓJ DAWNY DOWÓDCA, KTÓRY MA ZATOKĘ GDAŃSKĄ I MORZE BAŁTYCKIE W JEDNYM PALCU ORAZ WSZELKIE KU TEMU PATENTY ALE….ZAKŁADA BLOKADY NA KOŁA POJAZDÓW……..W TEN SPOSÓB WSZYSCY DOŚWIADCZENI STRAŻNICY ZOSTALI ODSUNIĘCI OD WPŁYWU NA KSZTAŁTOWANIE PRAWDZIWEGO WIZERUNKU GDAŃSKIEJ STRAŻY MIEJSKIEJ…….MOŻE PAN ZATRZYMAĆ TĄ ZAPAŚĆ……..NASTĘPNY ODCINEK O REFERACIE WYKROCZEŃ I JAKIE DZIAŁANIA PODJĘŁA JEGO KIEROWNICZKA ABY USZCZUPLIĆ BUDŻET MIASTA……..
Dziękuję za komentarz, choć znajduję w nim sporo ciężkich oskarżeń i na pewno można by podejść do nich o wiele poważniej gdyby nie były napisane anonimowo… pozdrawiam. PA
SZANOWNY PANIE PREZYDENCIE!DZISIAJ CHCIAŁBYM PANU PRZEDSTAWIĆ NASTĘPNĄ ANOMALIĘ MAJĄCĄ MIEJSCE W STRAŻY MIEJSKIEJ.W 2010 ROKU KIEROWNICZKA REFERATU WYKROCZEŃ ZAKAZAŁA STRAŻNIKOM WYSTAWIANIA ZAWIADOMIEŃ O POPEŁNIONYM WYKROCZENIU WKŁADANYCH ZA WYCIERACZKĘ SZYBY PRZEDNIEJ POJAZDU W PRZYPADKU NIEOBECNOŚCI SPRAWCY. NIE POTRAFIĘ PODAĆ KWOTY JAKĄ STRACIŁ BUDŻET MIASTA Z TEGO POWODU ALE MOŻE KAZAĆ PAN TO SPRAWDZIĆ , JAKA TO KWOTA ORAZ JAK WYGLĄDAŁA ŚCIĄGALNOŚĆ TYCH PIENIĘDZY W LATACH UBIEGŁYCH….POWÓD BYŁ PROSTY…PANI KIEROWNIK JAKO DOŚWIADCZONY „BEZPRAWNIK” WYSZŁA Z ZAŁOŻENIA, , ŻE TERAZ KAŻDY SPRAWCA WYKROCZENIA BĘDZIE PRZYCHODZIŁ Z TAKIM WEZWANIEM DO STRAŻY I NIE WSKAŻE, KTO NAPRAWDĘ KIEROWAŁ TYM POJAZDEM. PRZYPOMINAM, ŻE STRAŻ MIEJSKA NIE POSIADAŁA UPRAWNIEŃ DO KIEROWANIA WNIOSKÓW DO SĄDÓW O UKARANIE WŁAŚCICIELA POJAZDU ZA NIE WSKAZANIE …W TEN SPOSÓB PANI KIEROWNIK MIAŁA W PRACY ŚWIĘTY SPOKÓJ……..OBOWIĄZUJĄCA OD GRUDNIA 2010 ROKU NOWELIZACJA USTAWY PRAWO O RUCHU DROGOWYM PRZYZNAŁA STRAŻOM GMINNYM-MIEJSKIM PRAWO DO WNOSZENIA DO SĄDÓW WNIOSKÓW O UKARANIE WŁAŚCICIELI POJAZDÓW, KTÓRZY ODMÓWILI WSKAZANIA SPRAWCY WYKROCZENIA PORUSZAJĄCEGO SIĘ ICH AUTEM. WCZEŚNIEJ TAKIE UPRAWNIENIA NIE BYŁY ZAPISANE WPROST W USTAWIE I PROWADZIŁY DO ZARZUTÓW O PRZEKRACZANIE UPRAWNIEŃ PRZEZ STRAŻNIKÓW MIEJSKICH. PROWADZIŁO TO DO UMARZANIA POSTĘPOWAŃ Z UWAGI NA ZŁOŻENIE WNIOSKU PRZEZ NIEUPRAWNIONEGO OSKARŻYCIELA.AKTUALNIE ZGODNIE Z ART.17 PARAGRAF 3 KODEKSU POSTĘPOWANIA W SPRAWACH O WYKROCZENIA STRAŻ MA UPRAWNIENIA OSKARŻYCIELA PUBLICZNEGO W PRZYPADKU, GDY UJAWNIŁA WYKROCZENIE I WYSTĄPIŁA Z WNIOSKIEM O UKARANIE. TAK WIĘC JEŻELI KIEROWCA WEZWANY DO STRAŻY MIEJSKIEJ STWIERDZI, ŻE TO NIE ON PROWADZIŁ POJAZD I NIE POPEŁNIŁ WYKROCZENIA NA OBOWIĄZEK WSKAZAĆ FAKTYCZNEGO SPRAWCĘ WYKROCZENIA. SĄDZILIŚMY, ŻE SYTUACJA WRÓCI DO NORMY ALE NIC Z TEGO. KIEROWNICZKA REFERATU WYKROCZEŃ UTKWIŁA W BŁOGOSTANIE NICNIEROBIENIA I NADAL NIE WOLNO????? WYSTAWIAĆ ZAWIADOMIEŃ O POPEŁNIONYM WYKROCZENIU. ZAMIAST TEGO STWORZONO TYSIĄCE BLOCZKÓW DRUKÓW „POUCZEŃ „, MARNUJĄC KOLEJNE PIENIĄDZE…… Z TREŚCI TYCH DRUKÓW WYNIKA ŻE POUCZAMY KIEROWCĘ ŹLE ZAPARKOWANEGO POJAZDU, KTÓREGO NAWET NIE WIDZIMY !!!!I KIEROWCA MA NA ODWROCIE POUCZENIA ZAZNACZONE TŁUSTYM DRUKIEM ŻEBY BROŃ BOŻE NIE FATYGOWAŁ SIĘ Z POWODU OTRZYMANIA TEGO POUCZENIA DO KOMENDY I ZAKŁÓCAŁ SPOKÓJ PANI KIEROWNIK REFERATU WYKROCZEŃ!!!!!!!!! BAREJA SIĘ KŁANIA……
DAWNO DAWNO TEMU JEŻELI PATROL WRACAŁ DO KOMENDY Z REJONU SŁUŻBOWEGO PODAWAŁ WYNIKI SWOJEJ PRACY…JEŻELI BYŁY TO NA PRZYKŁAD 2,3 UDZIELONE POUCZENIA ZA POPEŁNIONE ( NIEWAŻNE JAKIE) WYKROCZENIA ) TO ZDANIEM ÓWCZESNEGO KIEROWNICTWA STRAŻY PATROL POPRZEZ SWOJĄ OBECNOŚĆ W REJONIE SPEŁNIŁ SWOJE ZADANIE PONIEWAŻ BYŁ TAM SPOKÓJ I PORZĄDEK. W CHWILI OBECNEJ JEŻELI TEN SAM PATROL NIE „PRZYNIESIE” Z 10 – 15 MANDATÓW TO JEST DO KITU I NIC NIE ROBIŁ !!!!!!!!! I TO WŁAŚNIE JEST CHORY SYSTEM PREFEROWANY PRZEZ AKTUALNYCH „DOWÓDCÓW” Z PRZYPADKU……SKĄD BYLI ŻOŁNIERZE MARYNARKI WOJENNEJ MOGĄ WIEDZIEĆ O CO CHODZI, JEŻELI NAWET NIE PRZECZYTALI TREŚCI USTAWY O STRAŻACH GMINNYCH I MIEJSKICH . DLA NICH TO TYLKO ŚWIETNA ZABAWA I WSPANIAŁY DODATEK DO WOJSKOWEJ EMERYTURKI .WIĘKSZOŚĆ Z NICH NAWET NIE PRZYMIERZYŁA NIGDY MUNDURU STRAŻNIKA I SZWENDA SIĘ PO KOMENDZIE PO CYWILNEMU….
Panie Prezydencie,W nawiązaniu do tego że przez blog może pan trafić do mieszkańców Gdańska, chciałbym zwrócić uwagę na 3 konkretne miejsca w gdańsku ktore uważam że wymagają wzięcia pod „lupę. Jako użytkownik drogi wydaję mi się że te 3 miejsca mogą mieć dosyć duże znaczenie dla obszaru w którym mieszkam, po pierwsze dojazd od ulicy Kartuskiej do ulicy piekarniczej przez ulice Myśliwską ( a właściwie jej odcinek który jest przejezdny tylko dla samochodów terenowych lub służbowych…). Wydaje mi się że remont tego odcinka pozwoliłby na odciążenie ulicy kartuskiej w godzinach szczytu. Drugim (moim zdaniem dość dziwnym zjawiskiem jest remont ul. Kartuskiej. Odbywał się on systematycznie jednak nie do końca, kartuska w jednym miejscu ma stary asfalt (przed stacją jadąc od centrum) asfalt na którym można sobie wybić zęby jadąc 40 km/h. Ostatnim miejscem na które chciałbym zwrócić uwagę jest przejazd od ul. kartuskiej przez ul źródlaną, goplańską, otomińską do wyjazdu za Auchanem. uważam że to miejsce również stanowi w moim mniemaniu dość dobrą alternatywę dla ul. Kartuskiej, ale niestety, tam są także dziury w przewadze plyt, gdzie właściwie jest więcej dziur niż samych płyt. zarówno jako alternatywa przejazdu jak i dojazd do domu wydaje mi się że byłoby przyjemniej dla użytkowników jeśli byłby tam położony nowy asfalt.z poważaniem,Przemysław Kąkol
Panie Prezydencie,Korzystając z okazji, jaką Pan stworzył, chciałabym zwrócić uwagę na dwie sprawy:1. ulica Neptuna – czy wie Pan, gdzie leży i jak wygląda prestiżowa, bądź co bądź, ulica Gdańska? Znajduje się w Osowej, a jest to zwykła bita droga, bez jakiejkolwiek nawierzchni. W ciągu 11 lat służby miejskie (ZDiZ) może pięciokrotnie ją naprawiały. Nic ponadto. Co więcej, społeczna inicjatywa mieszkańców ulicy, polegająca na współfinansowaniu (sic!) ułożenia płyt betonowych, została przez ZDiZ odrzucona. Czy mamy, a jeśli tak, to kiedy jakiekolwiek szanse, by mieszkać przy ulicy z prawdziwego zdarzenia, z nawierzchnią i oświetleniem? Proszę mieć na uwadze nie tylko obowiązki miasta wobec mieszkańców, ale i względy estetyczne: żyjemy w brudzie, kurzu i błocie. Na szczęście od niedawna mamy kanalizację. To jedyna infrastruktura, sfinansowana przez miasto. Proszę zwrócić uwagę, że Osowa jest młodą i dynamicznie rozbudowującą się dzielnicą. Prosimy o ulice i chodniki. Proszę o ulicę Neptuna.2. straż miejska – nie ma powodów by istniała. W Osowej w ciągu 11 lat była może 5 – 6 razy. Dwukrotnie sprawdzała wywóz nieczystości (posiadane przez mieszkańców umowy). Jednak mało skutecznie, bo nadal w Osowej jest brudno.Pozdrawiam i proszę o pomoc w sprawie ulicy Neptuna ( i sąsiednich)
Nigdy nie darzyłem wielką sympatią Pana osoby, ale teraz popieram zdecydowane działania w sprawie odebrania PGE Areny Lechii. Zdecydowanie, imponująco i kró[email protected]
PaniePrezydencie,Wiele lat niczym boomerang staram się na stałe wrócić do rodzinnego Gdańska. Zmarnym powodzeniem. Najpierw romantyczne wyprawy eksploracyjne i kompletowaniekompetencji. Dziś kompromis z wymaganiami wykonywanego zawodu nie pozwalającymi na stałe powrócić do ukochanego Gdańska. Regularnie odwiedzam miasto.Dystans z którego je oglądam służy tylko bardziej trzeźwemu osądowi (przepraszamza nieskromność 😉 Pomimo żalu i tęsknoty za każdą, usuwaną w imię nowych inwestycji, cegłą -atomem starej tkanki miasta – doceniam wszystko co zostało w ostatnich latachzrobione. Rozumiem potrzebę rozwoju aglomeracji i jestem pod wrażeniem jego aktualnegotempa. Dumny jestem z rosnącego miasta. Nigdy nie marnuję okazji abyrozpowszechniać szacunek i podziw dla Gdańska między znajomym i zaprzyjaźnionymobcokrajowcom. Z dumą wspomnę, że w wyniku mojej „indoktrynacji” jeden z nich zdecydował zamieszkać tu na stałe. Przyspieszonemu rozwojowi zarzucam brak zrównoważenia. Zrównoważony rozwój towartość sama w sobie. Jakie konsekwencje niesie dla mieszkańców i wizerunkumiasta nie trzeba nikomu tłumaczyć.Nowoczesnemiasto, które przez nieuwagę unicestwiło swoje korzenie zmieniając się w ameryko-aglomeracjeto niepokojąca wizja.Do sedna…Mam marzenie. Senna niemal wizja, romantyczna, najbardziej gdańska.Spektakularna i jakże niedroga w realizacji w porównaniu z wyrafinowaną,powstającą infrastrukturą błyszczącą tunelami, stadionami i estakadami. Czy owartości miasta ma świadczyć tylko łatwość jego przemierzania? Ilośćpowierzchni biurowej i handlowej? Płynność rozładunku i transportu towarów? Tewartości przy określonych warunkach można zrealizować niemal wszędzie.Co czyni nasze miasto wyjątkowym? Czy nie jego historia i tkanka, której udałosię dotrwać do dziś? Do dnia w którym dzieje się lepiej.Oto dwaodmienne obrazy miejsca, które jest mi szczególnie bliskie. Będę wdzięczny jeśliwyświetli je Pan we własnej wyobraźni. Porówna i zważy.Marzenie (rok 2017):Świeży, czerwcowy wieczór. Po pysznej kolacji w spektakularnej restauracji ocharakterystycznym, obszernym lecz przytulnym tarasie, po lampce orzeźwiającegobiałego wina w towarzystwie mojej dopiero poznającej Gdańsk żony, w przededniuczterdziestych urodzin wybrałem się na spacer jedną z najpiękniejszych inajstarszych tras spacerowych Gdańska. Miejsca, które właśnie odzyskało swąpopularność i powróciło na miejskie mapy jako jedna z jego najcenniejszychatrakcji.Do parku weszliśmy przez główną bramę, ulokowaną pomiędzy frontową wieżąrestauracji a starym pięknie odnowionym, trochę mrocznym, majestatycznymbudynkiem z czerwonej cegły. Zaczęliśmy wspinać się schodami w góręwzniesienia. Za nami ciąg gazowych latarni oświetlał wygiętą w łuk linię,przedłużonej ulicą Akacjową, promenady aż po samą ulicę Jaśkową. Kamienneschody pięły się łagodnie w głąb parku by dosięgnąć szczytu wzniesienia. Krótkiprzystanek na wyrównanie oddechu i uspokojenie przyspieszającego wspinaczkątętna. Piękny widok na cały horyzont aglomeracji roztaczał się z tego miejsca.Brukowaną, granitową aleją ruszyliśmy dalej w kierunku celu naszej wycieczki.Stonowane, szlachetne światła latarni, wyznaczających wijącą się lekka falą poszczytach parkowych wzgórz Promenadę Labesa, zaprowadziły nas do gwarnej sezonowejkafejki zagubionej między drzewami porastającymi najwyższe z parkowych wzgórz.Patrząc na promenadę z tej perspektywy, widzieliśmy niewiele. Końcowy jejfragment znaczony mozaiką dwukolorowych kamiennych kostek, kilka kutychparkowych ławek i przebijającą gdzieniegdzie poświatę latarni. Całą resztęprzysłaniały korony parkowych buków. Kawa była pyszna. Jej aromat zakłucał coprawda dym z mojego papierosa ale mieszanki kawowego oparu i ciepłegojabłecznika nie był w stanie zbeszcześcić nawet wyziew Lucky Srike.Przepłukałem usta łykiem wody mineralnej ze stylizowanej na starą butelki.Nazwa wody i kształt butelki nawiązywały do rozlewanej z bijącego niegdyś podwzgórzem źródła. Opuściliśmy na chwilę nasz stolik i ignorując zapraszające dowejścia na górę schody ślimaka, podeszliśmy do zrekonstruowanej niedawnoośmiokątnej altanki służącej za popularną scenerię dla pierwszych randkowych doznańlicealnej młodzieży. Z również roztaczał się przedni widok. Tym razem oświdokowa otwierająca się na północno wschodnią część miasta poprzez szerokąprzecinkę, sięgała ponad dachami politechnicznego kampusu aż po dalekie portowenabrzeża. Gdzieś przed linią zatoki, niczym szlachetny kamyk błyszczała spinającwidok niczym bursztynowa brosza, czasza Gdańskiego stadionu. W dole spokojniepulsowało nadmorskie miasto. Zgasiłem papierosa w dużej kutej popielnicy ipozostawiłem dziewczynę na chwilę samą, spytawszy gentelmańsko czy nie boi sięciemnej ściany lasu. Uśmiechnęła się tylko mówiąc: „Nie zauważyłeś? Tenlas jest naszpikowany kamerami monitoringu. Poza tym jest tu tak spokojnie…” Po chwili akurat wystarczającej na zapłacenie rachunku byłem z powrotem.Ruszyliśmy w dół długimi schodami. Najpierw stromymi, później nieco spokojniejbiegnącymi starym żydowskim cmentarzem skąpanym aktualnie w dywanach bluszczu.O jego dawnym istnieniu świadczyły podmurówki nieistniejących grobowców,tablica informacyjna i wieńczącą wyjście z parku zrekonstruowana cmentarnabrama. Na jednej z podmurówek stał upamiętniający historię tej dolinki obeliskz wkomponowanymi fragmentami nagrobnych tablic. Jeszcze kilka kroków uliczką,której jedna strona o pysznej dworskiej zabudowie kontrastowała z betonowymiacz schludnymi bryłami akademickiego miasteczka drugiej jej strony iznaleźliśmy się na miejskim skrzyżowaniu. Wokół górowały budynki rozbudowanegow ostatniej dekadzie kompleksu politechniki. Machnąłem na opasane klasyczną taksówkarskąszachownicą żółte auto i otworzyłem drzwi zapraszając do wnętrza swątowarzyszkę. Ależ ona piękna w swym dojrzałym blasku inteligentnej kobiecości -pomyślałem. Rzeczywistość (rok2012): We wrzeszczańskimogrodzie, kilku szalonych przyjaciół z Dublina rozbiło namioty. Irlandczycyprzyjechali kibicować swoim. Chcąc odwdzięczyć się za dawną gościnność iprzychylność kolegom zorganizowałem im małe pole namiotowe. Do dyspozycji mieliciosaną z bali wiatę pod którą, refleksami odbijanymi od przyjaznej chłodnejrury, mrugał do nich spocony chłodna rosą piwny nalewak. W piwniczce pod saunąchłodziła się beczka czeskiego piwa. Po wczorajszym meczu, właściwie wypadkówpo nim następujących, biwakowicze ze strachem patrzyli na rezerwuar żółtegotrunku. Po kilku sesjach sauny ich skóra z barwy papierowej zaczynała nabieraćkolorów na podstawie, których można by zaryzykować sklasyfikowanie ich do istotżywych.Zaproponowałem spacerby ostatecznie postawić towarzystwo na nogi. By pamiętali z tej wizyty coś pozameczem, rzeką piwa i bólem głowy. Postanowiłem pokazać im choć część zzapomnianej świetności historycznego miasta. Zeszliśmy ładniejącą z roku na rokJaśkową Doliną w kierunku Wrzeszcza. Cień przydrożnych kasztanów działałzbawiennie na wciąż parujące chmielem dusze spacerowiczów. Spowolnione tętnopowoli wracało do normy. Niemałym do tego przyczynkiem był widok zwiewnych, letnichsukienek pojawiających się kilkakrotnie na naszej trasie. Przy ul. Sobótki, wmałym narożnym warzywniaku zakupiliśmy kilka chłodnych owocowych soków, kuzłagodzeniu suchej szorstkości podniebienia i dowitaminizowaniu wyjałowionychorganizmów. Wszystkim zrobiło się lepiej a witaminowa świeżość obudziłaspontaniczną ciekawość. Padały przypadkowe pytania. Jedno z nich dotyczyło źródełnazwy ulicy Sobótki. W kilku słowach streściłem naprędce historię okolicznegolasu – niegdyś parku oraz jego związku z tradycją sobótkową.- Pójdźmy promenadą októrej wspomniałeś – zaproponował jeden z gości.- To będzie trudne ale spróbujmy– nie wypadało mi odmówić. Jako mieszkaniec, byłem dumny z pobliskiego parku.Nawet w jego obecnym stanie widziałem go wyjątkowym.Akacjową wspięliśmy siędo bramy opuszczonego ośrodka TVP. Po strażniku pilnująym niszczejącychobiektów nie było śladu. Pewnie ucinał właśnie drzemkę na tyłach umieszczonejprzy bramie stróżówki. Przegramoliliśmy się przez płot pomiędzy wieżą głównegobudynku a stojącym w głębi z prawej spektakularnym budynkiem z czerwonej cegły.Pomimo wilgoci i grzybów zżerających go od środka, z zewnątrz tylko złuszczonafarba okien i gruby dywan liści na schodach wejściowych zdradzały faktycznyjego stan. Ledwie towarzystwo skończyłokomplementować architektoniczne cudo zaczęło narzekać na stromiznę wzniesienia.Jeden z mniej uważnych poślizgnął się na warstwie liści i zjechał na „szanownejswojej” dobrych kilka metrów w dół. Pozbierał się po chwili i lekko posapującdołączył powrotem do grupy. Byliśmy na szczycie. Urokliwą leśną ścieżką, pomiędzypniami grubych buków, minąwszy odziedziczone po PRL betonowe szkielety ławek,dotarliśmy do najwyższego wzgórza w parku. Ugaszone niedawno pragnienie znówdawało o sobie znać. Goście nie bardzo słuchali historii znamienitego parku.Ktoś spytał tylko o kamienne podwyższenie na szczycie wzgórza. Ruszyliśmy lekkozbutwiałymi, przysypanymi liśćmi schodami w kierunku najbliższego sklepu poupragnione butelki zimnej wody mineralnej. Gdyby nie leżące w leśnej ściółcestare porozbijane fragmenty nagrobków nigdy by nie przypuszczali, że idą przeznieistniejący już cmentarz. Nigdy nie wpadliby na to, że resztki kamiennychschodów i murki na których równymi rzędami lokalna brać prezentowała równowyeksponowaną kolekcje pustych butelek po wódce to w rzeczywistości pozostałośćgłównego wejścia cmentarza i oskrzydlających je grobowców. Niemal na kolanach,schyleni, prześliznęliśmy się pod wielką zwaloną przez zeszłoroczną wichurębrzozą. Zastępowała ona niczym symbol upadku tego miejsca niegdysiejszą bramę.Szybkim krokiem ruszyliśmy w dół uliczki w kierunku sklepu. W połowie drogijeden z gości zatrzymał grupę ulegając smutnemu urokowi walącego się pałacyku „Studzienka”.Zaglądając przez szpary w deskach szczelnego parkanu osłupiał z wrażenia. – Ależ to musiało byćkiedyś piękne miejsce – powiedział na wpół twierdząco, na wpół pytająco.Przytaknąłem i omiotłemwzrokiem zrujnowany budynek. Chciałem wspomnieć o nie wywiązującym się ze swoich obowiązkówwłaścicielu i ignorancji miejskich włodarzy. – Po co? – powiedziałembezgłośnie sam do siebie i do walącego się skrzydła dachu. Z miłości do tegomiasta nie chciałem niepotrzebnie dyskredytować go w oczach gości.W końcu dotarliśmy dosklepu – stalowej budy na przystanku autobusowym nieopodal skrzyżowania.Chyłkiem wychłeptaliśmy po małej butelce Nałęczowianki i złapaliśmy taksówkę,która zawiozła nas na zasłużony obiad.Grzegorz Mocarski
(wersja poprawiona)Panie Prezydencie,Wiele lat niczym boomerang staram się na stałe wrócić do rodzinnego Gdańska. Zmarnym powodzeniem. Najpierw romantyczne wyprawy eksploracyjne i kompletowaniekompetencji. Dziś kompromis z wymaganiami wykonywanego zawodu nie pozwalającymi na stałe powrócić do ukochanego Gdańska. Regularnie odwiedzam miasto.Dystans z którego je oglądam służy tylko bardziej trzeźwemu osądowi (wybaczcienieskromność 😉 Pomimo żalu i tęsknoty za każdą, usuwaną w imię nowych inwestycji, cegłą -atomem starej tkanki miasta – doceniam wszystko co zostało w ostatnich latachzrobione. Rozumiem potrzebę rozwoju aglomeracji i jestem pod wrażeniem jegoaktualnego tempa. Dumny jestem z rosnącego miasta. Nigdy nie marnuję okazji abyrozpowszechniać szacunek i podziw dla Gdańska między znajomym i zaprzyjaźnionymobcokrajowcom. Z dumą wspomnę, że w wyniku mojej „indoktrynacji”jeden z nich zdecydował zamieszkać tu na stałe. Przyspieszonemu rozwojowi zarzucam brak zrównoważenia. Zrównoważony rozwój towartość sama w sobie. Jakie konsekwencje niesie dla mieszkańców i wizerunkumiasta nie trzeba nikomu tłumaczyć.Nowoczesne miasto, które przez nieuwagę unicestwiło swoje korzeniezmieniając się w ameryko-aglomeracje to niepokojąca obraz możliwej przyszłości.Do sedna…Mam marzenie. Senna niemal wizja, romantyczna, najbardziej gdańska.Spektakularna i jakże niedroga w realizacji w porównaniu z wyrafinowaną,powstającą infrastrukturą błyszczącą tunelami, stadionami i estakadami. Czy owartości miasta ma świadczyć tylko łatwość jego przemierzania? Ilośćpowierzchni biurowej i handlowej? Płynność rozładunku i transportu towarów? Tewartości przy określonych warunkach można zrealizować w wielu miejscach.Co czyni nasze miasto wyjątkowym? Czy nie jego historia i tkanka, której udałosię dotrwać do dziś? Do dnia w którym dzieje się lepiej.Oto dwa odmienne obrazy miejsca, które jest mi szczególnie bliskie. Będęwdzięczny jeśli wyświetlicie je Państwo we własnej wyobraźni. Porównacie iwyciągniecie wnioski.Marzenie (rok 2017):Świeży, czerwcowy wieczór. Po pysznej kolacji w spektakularnej restauracji ocharakterystycznym, obszernym lecz przytulnym tarasie, po lampce orzeźwiającegobiałego wina w towarzystwie mojej dopiero poznającej Gdańsk partnerki, wprzededniu czterdziestych urodzin wybrałem się na spacer jedną znajpiękniejszych i najstarszych tras spacerowych Gdańska. Miejsca, którewłaśnie odzyskało swą popularność i powróciło na miejskie mapy jako jedna zjego najcenniejszych atrakcji.Do parku weszliśmy przez główną bramę, ulokowaną pomiędzy frontową wieżąrestauracji a starym pięknie odnowionym, trochę mrocznym, majestatycznymbudynkiem z czerwonej cegły. Wspięliśmy się kamiennymi schodami w góręwzniesienia. Za nami ciąg gazowych latarni oświetlał wygiętą w łuk linię, przedłużonejulicą Akacjową, promenady aż po samą ulicę Jaśkową. Kamienne schody pięły sięłagodnie w głąb parku by dosięgnąć szczytu wzniesienia. Krótki przystanek nawyrównanie oddechu i uspokojenie przyspieszającego wspinaczką tętna. Pięknywidok na cały horyzont aglomeracji roztaczał się z tego miejsca. Brukowaną,granitową aleją ruszyliśmy dalej w kierunku celu naszej wycieczki. Stonowane,szlachetne światła latarni, wyznaczających wijącą się lekka falą po szczytachparkowych wzgórz Promenadę Labesa, zaprowadziły nas do gwarnej sezonowejkafejki zagubionej między drzewami porastającymi najwyższe z parkowych wzgórz.Patrząc na promenadę z tej perspektywy, widzieliśmy niewiele. Końcowy jejfragment znaczony mozaiką dwukolorowych kamiennych kostek, kilka kutychparkowych ławek i przebijającą gdzieniegdzie poświatę latarni. Całą resztęprzysłaniały korony parkowych buków. Kawa była pyszna. Jej aromat zakłucał coprawda dym z mojego papierosa ale mieszanki kawowego oparu i ciepłegojabłecznika nie był w stanie zbeszcześcić nawet wyziew Lucky Srike.Przepłukałem usta łykiem wody mineralnej ze stylizowanej na starą butelki.Nazwa wody i kształt butelki nawiązywały do rozlewanej z bijącego niegdyś podwzgórzem źródła. Opuściliśmy na chwilę nasz stolik i ignorując zapraszające dowejścia na górę schody ślimaka, podeszliśmy do zrekonstruowanej niedawnoośmiokątnej altanki służącej za popularną scenerię dla pierwszych randkowychdoznań licealnej młodzieży. Z tąd również roztaczał się przedni widok. Tymrazem oś widokowa otwierająca się na północno wschodnią część miasta poprzezszeroką przecinkę, sięgała ponad dachami politechnicznego kampusu aż po dalekieportowe nabrzeża. Gdzieś przed linią zatoki, niczym szlachetny kamyk błyszczałaspinając widok niczym bursztynowa brosza, czasza Gdańskiego stadionu. W dolespokojnie pulsowało nadmorskie miasto. Zgasiłem papierosa w dużej kutejpopielnicy i pozostawiłem dziewczynę na chwilę samą, spytawszy czy nie boi sięciemnej ściany lasu. Uśmiechnęła się tylko mówiąc: „Nie zauważyłeś? Tenlas jest naszpikowany kamerami monitoringu. Poza tym jest tu takspokojnie…” Po chwili akurat wystarczającej na zapłacenie rachunku byłem z powrotem.Ruszyliśmy w dół długimi schodami. Najpierw stromymi, później nieco spokojniejbiegnącymi starym żydowskim cmentarzem skąpanym w dywanach bluszczu. O jegodawnym istnieniu świadczyły podmurówki nieistniejących grobowców, tablicainformacyjna i wieńczącą wyjście z parku zrekonstruowana cmentarna brama. Najednej z podmurówek stał upamiętniający historię tej dolinki obelisk zwkomponowanymi fragmentami nagrobnych tablic. Jeszcze kilka kroków uliczką,której jedna strona o pysznej dworskiej zabudowie kontrastowała z betonowymiacz schludnymi bryłami akademickiego miasteczka drugiej jej strony i znaleźliśmysię na miejskim skrzyżowaniu. Wokół górowały budynki rozbudowanego w ostatniejdekadzie kompleksu politechniki. Machnąłem na opasane klasyczną taksówkarskąszachownicą żółte auto i otworzyłem drzwi zapraszając do wnętrza swątowarzyszkę. Ależ ona piękna w swym dojrzałym blasku inteligentnej kobiecości -pomyślałem. Rzeczywistość(rok 2012): Wewrzeszczańskim ogrodzie, kilku szalonych przyjaciół z Dublina rozbiło namioty.Irlandczycy przyjechali kibicować swoim. Chcąc odwdzięczyć się za dawnągościnność i przychylność kolegom zorganizowałem im małe pole namiotowe. Dodyspozycji mieli ciosaną z bali wiatę pod którą, refleksami odbijanymi odprzyjaznej chłodnej rury, mrugał do nich spocony rosą piwny nalewak. Wpiwniczce pod sauną chłodziła się beczka czeskiego piwa. Po wczorajszym meczu,właściwie wypadkach po nim następujących, biwakowicze ze strachem patrzyli narezerwuar żółtego trunku. Po kilku sesjach sauny ich skóra z barwy papierowejzaczynała nabierać kolorów klasyfikujących postacie do istot żywych.Zaproponowałemspacer by ostatecznie postawić towarzystwo na nogi. By pamiętali z tej wizytycoś poza meczem, rzeką piwa i bólem głowy. Postanowiłem pokazać im choć część zzapomnianej świetności historycznego miasta. Zeszliśmy ładniejącą z roku na rokJaśkową Doliną w kierunku Wrzeszcza. Cień przydrożnych kasztanów działałzbawiennie na wciąż parujące chmielem dusze spacerowiczów. Spowolnione tętnopowoli wracało do normy. Niemałym do tego przyczynkiem był widok zwiewnych,letnich sukienek pojawiających się kilkakrotnie na naszej trasie. Przy ul.Sobótki, w małym narożnym warzywniaku zakupiliśmy kilka chłodnych owocowychsoków, ku złagodzeniu suchej szorstkości podniebienia i dowitaminizowaniuwyjałowionych organizmów. Wszystkim zrobiło się lepiej a witaminowa świeżośćobudziła spontaniczną ciekawość. Padały przypadkowe pytania. Jedno z nichdotyczyło źródeł nazwy ulicy Sobótki. W kilku słowach streściłem naprędcehistorię okolicznego lasu – niegdyś parku oraz jego związku z tradycją sobótkową.- Pójdźmypromenadą o której wspomniałeś – zaproponował jeden z gości.- To będzietrudne ale spróbujmy – nie wypadało mi odmówić. Jako mieszkaniec, byłem dumny zpobliskiego parku. Nawet w jego obecnej kondycji jawił mi się wyjątkowym.Akacjową wspięliśmysię do bramy opuszczonego ośrodka TVP. Po strażniku pilnującym niszczejącychobiektów nie było śladu. Pewnie ucinał właśnie drzemkę na tyłach zlokalizowanejprzy bramie stróżówki. Przegramoliliśmy się przez płot pomiędzy wieżą głównegobudynku a stojącym w głębi po prawej spektakularnym budynkiem z czerwonejcegły. Pomimo wilgoci i grzybów zżerających go od środka, z zewnątrz tylkozłuszczona farba okien i gruby dywan liści na schodach wejściowych zdradzałyfaktyczny stan. Ledwie towarzystwo skończyło komplementowaćarchitektoniczne cudo a już zaczęło narzekać na stromiznę wzniesienia. Jeden zmniej uważnych poślizgnął się na warstwie liści i zjechał na „szanownej swojej”dobrych kilka metrów w dół. Pozbierał się po chwili i lekko posapując dołączył zpowrotem do grupy. Byliśmy na szczycie. Urokliwą leśną ścieżką, pomiędzy pniamigrubych buków, minąwszy odziedziczone po PRL betonowe szkielety ławek,dotarliśmy do najwyższego w parku wzgórza. Ugaszone niedawno pragnienie znówdawało o sobie znać. Goście nie bardzo słuchali historii znamienitego parku.Ktoś spytał tylko o kamienne podwyższenie na szczycie wzgórza. Ruszyliśmy lekkozbutwiałymi, przysypanymi liśćmi schodami w kierunku najbliższego sklepu poupragnione butelki zimnej wody mineralnej. Gdyby nie leżące w leśnej ściółcestare porozbijane fragmenty nagrobków nigdy by nie przypuszczali, że idą przeznieistniejący już cmentarz. Nigdy nie wpadliby na to, że resztki kamiennychschodów i murki na których równymi rzędami lokalna brać eksponowała kolekcjepustych butelek po wódce to w rzeczywistości pozostałość głównego wejściacmentarza i oskrzydlających je grobowców. Niemal na kolanach, schyleni,prześliznęliśmy się pod wielką zwaloną przez zeszłoroczną wichurę brzozą.Zastępowała ona niczym symbol upadku tego miejsca niegdysiejszą bramę. Szybkimkrokiem ruszyliśmy w dół uliczki w kierunku sklepu. W połowie drogi jeden zgości zatrzymał grupę ulegając smutnemu urokowi walącego się pałacyku„Studzienka”. Zaglądając przez szpary w deskach szczelnego parkanu osłupiał zwrażenia. – Ależ tomusiało być kiedyś piękne miejsce – powiedział na wpół twierdząco, na wpółpytająco.Przytaknąłem iomiotłem wzrokiem zrujnowany budynek. Chciałem wspomnieć o niewywiązującym się ze swoich obowiązków właścicielu i ignorancji miejskichwłodarzy. – Po co? –powiedziałem bezgłośnie do siebie i do walącego się skrzydła dachu. Z miłości dotego miasta nie chciałem niepotrzebnie dyskredytować go w oczach gości.W końcudotarliśmy do sklepu – stalowej budy na przystanku autobusowym nieopodalskrzyżowania. Chyłkiem wychłeptaliśmy po małej butelce Nałęczowianki izłapaliśmy taksówkę, która zawiozła nas na zasłużony obiad. Grzegorz Mocarski
Czy Lechia Operator to profesjonalna firma z branży zarządania obiektami sportowymi ?
Sport Five, z którym Lechia Operator zawiązała spółkę ma ogromne doświadczenie w tym zakresie. Czemu to nie wypala, nie wiem.
@Komentarz usunięty przez ACTA
Centrum miasta rozwija się i jestem z tego dumny , jednak wracając do domu , na Stogi , zmieniam zdanie . Zapraszam Panie Prezydencie na spacer po Stogach , lub lepiej na przejażdżkę samochodem po osiedlowych drogach , szczególnie przy ul.Zimnej , na której można podziwiać zaśmieconą niezabezpieczoną ruinę , grożącą zawaleniem , w której lokalne pijaczki urządziły sobie dom schadzek .Latem znaleziono tam zwłoki jednego z nich… Niezbyt to atrakcyjny wizytówka , dzielnicy , która leży przy jednej z najpiękniejszych plaż Zatoki Gdańskiej .
Takich miejsc jest jeszcze dużo w Gdańsku. Jeszcze mnóstwo do zrobienia w wielu dzielnicach. Wiem o tym i również chciałbym, żeby przywracanie świetności miastu toczyło się szybciej.
Panie Prezydencie
jestem mieszkańcem południowych dzielnic Gdańska, codzienny dojazd do pracy do horror i obawiam się, że bedzie jeszcze gorzej (choć trudno to sobie wyorazić). Stojąc w korkach na Armii Krajowej marzę, że gdyby powstał taki wiadukt na skrzyzowaniu AK z Łostowicką ułatwiło by to życie dziesiatkom tysięcy mieszkańców miasta, którzy ze wzgledu na sytuacje materialna muszą kupować mieszkania na obrzezach miasta a nie w centrum. Nowe domy powstają w bardzo szybkim tempie (co z jednej strony cieszy a zdrugiej przeraża – dojazdy). Z informacji uzyskanych przeze mnie, wiem, ze skrzyzowanie bezkolizyjne jest tam możliwe, gdyz sa wyprowadzone filary potrzebne do budowy wiaduktu.
pozdrawiam
czy brał pan pieniądze od Plichty ? czy panu nie wstyd że firmował pan AG i spowodował że tysiące emerytów zostało oszukanych – również „dzięki” panu ? wstyd – czy zamierza się pan podać do dymisji ?
Panie Zenku, jeśli to Pana imię, w artykule powyżej napisałem wszystko na ten temat. Nie mam z tym Panem żadnych relacji.
szanowny panie prezydencie
chcialbym zadac panu pare pytan…
dlaczego mowiac tyle o drogach rowerowych przychylnosci miasta dla rowerzystow nie zrobiono drogi rowerowej na ulicy gdanskiej dzielnicy brzezno jezdze tam codziennie i cholera mnie bierze gdy droga rowerowa konczy sie w pewnym momencie lub poprostu zostaje dolaczona do drogii asfaltowej/wiecej wypadkow/ Oprocz tego wykonawca zrobil kawalek nawierzchni dla pieszych ,a dalej od przystanku tramwajowego na ul gdanskiej juz zabraklo kostki?Raptem okolo20metrow -dziwne ,gdzie nie mozna dokonczyc drogi by to jakos funkcjonalne, Tak samo jest z droga tzn odcinkiem nowej drogi -od nowego ronda halera i czarny dwor- czy nie mozna bylo dokonczyc za jednym balaganem tego odcinka do skzyzowania z jana pawla ll To tylko odcinek okolo pol kilometra -a teraz slysze ze chcecie dokonczyc ten odcinek ,Na razie cisza nic sie nie dzieje ale jak rusza roboty w okresie zimowym to bedzie kicha..Odrebna sprawa jest park brzeznienski zrobiono piekna rewitalizacje ale do pewnego miejsca , potem zaczynaja sie chaszcze i balagan pozostawiony jakby niedokonczony teren bez rewitalizacji w bezladzie- mozna by zagospodarowac go jako teren do cwiczen gimnastycznych /wiecej przyzadow wiecej lawek itp/ o park reagana sie dba a o ten?chodzi mi o tereny przylegajace stoczni od strony brzezna.Rozumiem ze kazdy cos chce ale widze wykonastwo niektorych firm i wierze ,ze mozna cos dobrze zrobic, wykonac.Acha bylbym zapomnial jestem osoba naplywowa do gdanska ale widzac jak miesza sie infrastrukture zabytkowa na starym miescie z nowoczesna to noz w kieszeni mi sie otwiera i rodzi sie pytanie gdzie jest panstwowy konserwator zabytkow czy nadzor budowlany mysle ze miasto mialo charakter tam gdzie zabytkowy to zabytkowy tam gdzie nowoczesna to nowoczesna albo przynajmniej fasady budynkow zachowac stare nawiazujace do reszty zabudowy.Takze polecam panu uwadze stan chodnikow dzielnicy brzezno np ulica walecznych nawierzchnia rozjezdzona po ostatnich objazdach/remont torowiska/Pozdrawiam serdecznie moge codziennie pana zarzucac niewlasciwosciami zarowno bdowlanymi jak i drogowymi gdyz poruszam sie po miescie pieszo jak i rowerem srodkami komunikacji publicznej-acha jak bylem na spotkaniu z okazji zakupu nowych pesow obiecywal pan ze stare trupy /tramwaje /znikna z szyn gdanska na obietnicach sie skonczylo jak zwykle.moj mail nie boje sie- [email protected] ze dostane odpowiedz- z wyrazami szacunku
Aby odpowiedzieć na wszystkie te pytania musiałbym znaleźć dłuższą chwilę czasu. Odpowiem jak ją znajdę, tutaj na blogu.
szanowny panie prezydencie dziekuje za odpisanie na mojego maila .Mysle ze odpowiedz typu -pytanie ktore pan postawil jest zlozone postaram sie na nie odpowiedziec jak znjde wiecej czasu -jest wykretna/od wykrecania sie/mysle ze pytania sa konkretnie sformuowane i mozna znalesc czas na nie.Ale nie lezy w mojej gestii szukanie dla pana czasu by odpowiedziec na moje pytania.Jak zwykle licze na odpowiedz na zadane kwestie.Pozdrawiam serdecznie