Nie sposób zrozumieć człowieka i historii dwudziestego wieku bez Auschwitz, bez obozów koncentracyjnych i krematoriów. Kominy Auschwitz rzuciły trwały i złowrogi cień na egzystencję człowieka.
My, gdańszczanie, mieliśmy i mamy ogromny dar – przewodnika po czasie upodlenia i odrodzenia człowieka. Tym naszym przewodnikiem po pamięci o czasach Auschwitz był Numer 432 – Marian Kołodziej.
Mówił o sobie, o swoich współtowarzyszach niedoli, o złu i śmierci poprzez rysunki-fotografie, których cykl nazwał Kliszami pamięci.
Ale Marian Kołodziej był również znany Gdańszczanom i Polakom znany jako wybitny artysta, twórca niezapomnianego ołtarza – okrętu, z którego mostku kapitańskiego w 1987 roku mówił „do nas i za nas” Jan Paweł II. A później, już w wolnej Polsce w roku 1999, na sopockim hipodromie stworzył kolejny monumentalny ołtarz.
Mariana Kołodzieja zapamiętam jako ciepłego, pełnego skromności i prostoty artystę. Miałem to ogromne szczęście i zaszczyt nieraz rozmawiać z PanemMarianem i Jego niezwykłą towarzyszką życia – żoną, Haliną Słojewską. Podczas tych rozmów zawsze paraliżowała mnie świadomość niewyobrażalnych przeżyć Pana Kołodzieja, który między rokiem 1940 a 1945 tysiące razy ocierał się o śmierć. I sam mógł umrzeć powielekroć.
Jeszcze dobitniej dotknąłem obozowych przeżyć, słuchając opowieści Numeru 26932, czyli Stefanii Wajszczak, babci mojej żony.
Dziękujemy Ci Panie Marianie. Dziękujemy, że wybrał Pan Gdańsk. Dziękujemy za to, że uczynił Pan nas bogatszych, wrażliwszych.