Nie promować więcej konfliktów – powiedział Tadeusz Mazowiecki, pierwszy premier wolnej Polski w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”.

Wielu z nas zadaje sobie pytanie, czy tragedia 10 kwietnia w Smoleńsku zmieni politykę polską. Mazowiecki słusznie twierdzi, że spory w demokracji, kampanie wyborcze, powinny być merytoryczne. Ale o tym czy tak będzie – podkreśla premier – decydują nie tylko politycy, ale także dziennikarze. Dziennikarze nie powinni promować konfliktów, zapraszać do swoich programów polityków tylko po to, by się pokłócili.

Czy jest możliwa dyskusja polityczna bez osobistych połajanek, beż żółci, bez insynuacji i pomówień?

Czy jest możliwa dyskusja politycznie merytoryczna, oparta na faktach, na argumentach?

Czy jest możliwa dyskusja polityczna, która zachęca obywateli do polityki krajowej, a nie zniechęca i odpycha?

Moim zdaniem jest możliwe podniesienie poziomu i uspokojenie tonu debaty publicznej. Ale zależy to od trzech elementów: politycznej elity Polski, elity dziennikarskiej kraju, zaangażowanego społeczeństwa obywatelskiego.

Polityczna i dziennikarska elita naszego kraju to grupa zapewne stu, może dwustu osób (szefowie klubów parlamentarnych, członkowie rządu, kierownictwo Kancelarii Krezydenta RP, kluczowi dziennikarze i redakcje gazet, radia i ogólnopolskich stacji telewizyjnych). Ta niewielka liczebnie grupa nadaje ton debacie publicznej.

Trzeci element, który jest trochę „śpiącym olbrzymem”, to społeczeństwo obywatelskie. Bez aktywnego, zaangażowanego społeczeństwa obywatelskiego zmiana polityki polskiej nie będzie możliwa. Potrzebni są obywatele wymagający, krytyczni i rozliczający polityków i media. Bez zaangażowanych obywateli demokracja traci sens i więdnie.

Wierzę, że następstwa tragedii z 10 kwietnia będą w dłuższej perspektywie pozytywne i trwałe. Oczywiście aniołami się nie staniemy, ale możemy przybrać bardziej przyjazne i bardziej sympatyczne oblicze.
PS. Nie rozumiem decyzji rozdzielenia miejsc pochówku pary prezydenckiej – świętej pamięci Marii i Lecha Kaczyńskich – i świętej pamięci Prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego (przykro mi, że w licznych telewizyjnych relacjach żałobnych niewiele mówi się o ostatnim Prezydencie RP na uchodźctwie). Czyżby istniała istotna różnica w zasługach dla ojczyzny? Czy może jest to tylko różnica aspiracji rodzin zmarłych? Wszak razem lecieli do Smoleńska dwaj prezydenci. I mają być pochowani osobno? Nie rozumiem.