slawomir_nowaktomasz_arabskikatarzyna_hall
adam_gierszpawel_orlowskibogdan_borusewicz

Kiedy zaczynała się obecna kadencja sejmu napisałem artykuł dla „Gazety Wyborczej Trójmiasto”. Zacząłem go od słów: „Znów mamy premiera z Pomorza. Czy coś z tego dla naszego regionu i Gdańska wyniknie? Oprócz prestiżu oczywiście. Doświadczenia z przeszłości nie są budujące”.

Zastanawiałem się, jakie są dotychczasowe wymierne efekty „gdańskiego desantu na Warszawę”. Co dla swojego miasta przez lata całe zrobili gdańscy ministrowie i posłowie? Bilans, poza kilkoma chlubnymi wyjątkami, nie był niestety – jak wspomniałem – specjalnie optymistyczny.

Swój tekst zakończyłem czymś w rodzaju apelu: „z Pomorza pochodzi ponad 30 parlamentarzystów, w tym ponad 20 reprezentuje rządzącą PO. To wystarczy, by podzielić się zadaniami i pełnić rolę ambasadorów spraw pomorskich”.

Czy kończąca się właśnie kadencja stała się w tej kwestii przełomem?

Czy obecni „nasi w Warszawie” zrobili więcej niż ich poprzednicy?

Dwaj ministrowie – Tomasz Arabski i Sławomir Nowak – to ludzie, na których zawsze mogliśmy liczyć. To dzięki ich wsparciu udało się pozyskać dodatkowe środki finansowe na Węzeł Karczemki, dokończenie Trasy W-Z, Obwodnicę Południową, trasę Sucharskiego i Słowackiego. Także dzięki ich poparciu udało się nam uzyskać wsparcie dla budowy tunelu pod Martwą Wisłą.

Usytuowanie tych polityków przy premierze dawało im wielkie możliwości. I cieszy, że wykorzystali je z pożytkiem dla Gdańska i Pomorza.

Przygotowujemy w Gdańsku dobre programy. Ale na ich realizację potrzebne są pieniądze unijne. I pozyskujemy je. Ale nie zawsze – takie jest życie – wystarczy mieć dobry projekt. Bowiem nawet najlepszy projekt potrzebuje odrobiny szczęścia. Na przykład kogoś w Warszawie, kto w odpowiedniej chwili zwróci na niego uwagę.

To także gdańszczanie spowodowali, że w naszym mieście powstanie Muzeum II Wojny Światowej, a PGE zobowiązała się, że atomowe spółki do niej należące będą miały siedzibę w Gdańsku, jeśli elektrownia atomowa powstanie w Żarnowcu.

Nie sposób też nie wymienić tu dwóch „naszych”, którzy bardzo pomagali nam przy jednym z ważniejszych gdańskich projektów, przy Europejskim Centrum Solidarności. To przede wszystkim marszałek Senatu Bogdan Borusewicz oraz nieżyjący już poseł Arkadiusz Rybicki.

Po tragicznej śmierci Arama Rybickiego na jego miejsce w sejmie pojawił się były wiceprezydent Sopotu Paweł Orłowski. To udany i obiecujący debiut poselski. Orłowski to człowiek młody, ale rzetelny i racjonalny. Dał się już poznać z dobrej strony. Jego zaangażowanie w sprawy Gdańska i Metropolii Gdańskiej może być wzorem dla wielu jego bardziej doświadczonych kolegów. A poza tym to prawnik, a nie jest ich zbyt wielu w sejmie, tej fabryce ustaw.

Nie mogę nie wspomnieć o ministrze Adamie Gierszu. Jego znakomite kontakty z UEFA przynoszą nam wymierne korzyści. Podobnie jak jego zaangażowanie w budowę stadionu PGE Arena Gdańsk. A także o Jarosławie Pawłowskim, byłym sekretarzem stanu w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego. To człowiek, który był naszym przewodnikiem po zawiłych zakamarkach ministerstwa.

I, oczywiście, minister Katarzyna Hall. Specyfika jej ministerstwa polega na tym, że doprawdy trudno jej było zrobić to tylko dla nas. Ale jako samorządowcy niezwykle cenimy uporządkowanie przez nią prawa oświatowego i karty nauczyciela.

Oczywiście działalność na rzecz Gdańska i Pomorza, szczególnie ministrów, nie byłaby możliwa bez akceptacji premiera. I tu też mamy szczęście. Donald Tusk bowiem nigdy nie zapomniał skąd pochodzi.

Lobbing na rzecz swojego miasta, swojego regionu, to nie tylko gdańska specjalność. To robią wszystkie miasta. Jedne lepiej, drugie trochę gorzej. Jak powiedział jeden z moich złośliwych kolegów: „Dziwisz się, że Wrocław został Europejską Stolicą Kultury? A skąd jest minister Zdrojewski?”

Paweł Adamowicz