Pani Elżbieta Krzesińska, z domu Duńska, "Złota Ela" to jedna z najwybitniejszych i najwszechstronniejszych polskich lekkoatletek, mistrzyni i wicemistrzyni olimpijska oraz dwukrotna rekordzistka świata w skoku w dal, a także 25-krotna reprezentantka Polski w meczach międzypaństwowych w latach 1952-1963, 10-krotna rekordzistka Polski: w biegu na 80 m płotki, skoku wzwyż, skoku w dal i pięcioboju oraz 10-krotna mistrzyni kraju w tych dyscyplinach.
Pochodząca z Młocin pod Warszawą, po wojnie wraz z rodziną zamieszkała w Elblągu, gdzie skończyła liceum i rozpoczęła swoją przygodę ze sportem. Po maturze zdała na studia medyczne w Gdańsku i właśnie w naszym mieście, rozpoczęła swoją wielką karierę lekkoatletyczną. W 1952 r. jej trenerem został przyszły mąż Andrzej Krzesiński.
Pani Elżbieta trzykrotnie startowała w igrzyskach olimpijskich: w Helsinkach (1952), Melbourne (1956) i w Rzymie (1960).
Podczas debiutu olimpijskiego w Helsinkach, w 1952 r., osiemnastoletnia zawodniczka, mimo znakomitego skoku, zajęła dopiero 12. miejsce. Przyczyną tego był jej długi warkocz, który przy lądowaniu pierwszy dotknął piasku zostawiając długi ślad. Sędziowie mieli nie lada problem: jaką odległość skoku uznać – od belki do początku śladu warkocza, czy do śladu ciała. Ostatecznie orzekli, że "warkocz jest częścią ciała" i od odległości, która dawała Polce 2. miejsce, odjęli ślad warkocza. Elżbieta Duńska wylądowała na 12. miejscu.
Po tym wydarzeniu w Polsce słyszało się hasło "Duńska, obetnij warkocz, bo nie chcemy tracić centymetrów!".
Nie zrobiła tego. A w cztery lata później przeszła do historii światowej lekkoatletyki jako dziewczyna z warkoczem z nad Wisły.
Z igrzysk w Helsinkach pochodzi również słynne zdjęcie, wykonane w trakcie skoku treningowego.
Na igrzyskach w Melbourne, w 1956 r., Pani Elżbieta startowała już pod nazwiskiem Krzesińska. Była bezkonkurencyjna: w finale wyrównała własny rekord świata – 6,35 m, ustanowiła tym samym nowy rekord olimpijski i zdobyła złoty medal – jedyny dla Polski na tych igrzyskach. W Polsce zapanowała euforia, a "Złota Ela" w Gdańsku była noszona na rękach. Dostawała zewsząd gratulacje, wiele z nich przechowuje do dziś. Jeden z telegramów brzmiał: "Przy dźwiękach Jeszcze Polska nie zginęła, Bóg zapłać!, Pyrkowie, Australia".
Na dwa miesiące przed igrzyskami w Rzymie, w 1960 r., doznała ciężkiej kontuzji stopy, przez kolejne tygodnie poruszała się o kulach. Na dwa tygodnie przed olimpiadą, zdecydowała się na ryzykowną lecz skuteczną terapię: likwidację wysięku i stanu zapalnego naświetlaniem promieniami RTG. Udało się i zawodniczka wyruszyła do Rzymu.
W dniu finałów po porannych eliminacjach, w których łatwo uzyskała awans do finału pozostawiła przy bieżni w roztargnieniu swoje kolce. Niestety buty zniknęły i "Złota Ela" nie miała w czym skakać serii finałowej. Ostatecznie skoki oddała w pożyczonych, o dwa numery za dużych, męskich kolcach sprinterskich. Mimo tych kłopotów, osłabiona kontuzją Elżbieta Krzesińska na rzymskich igrzyskach skoczyła drugi wynik i została wicemistrzynią olimpijską.
Złoto zdobyła Wiera Kriepkina. Co ciekawe w sukcesie znacząco dopomogła jej sama Krzesińska. Od początku finału Kriepkina miała kłopot z dobraniem rozbiegu i zwróciła się o pomoc do Polki. Krzesińska, która na ten czas miała oddane dłuższe skoki, doradziła rywalce co zrobić by poprawić rozbieg. Rada okazała się skuteczna, bowiem Kriepkina w kolejnym skoku (6,29 m) idealnie "trafiła w deskę", przeskoczyła "Złotą Elę" (6,27 m) i zdobyła złoty medal olimpijski. Pani Elżbieta po raz kolejny udowodniła, że jest także mistrzynią fair play.
Inne czołowe osiągnięcia złotej medalistki z Melbourne: 2-krotnie brała udział w mistrzostwach Europy, przywożąc dwa medale: brązowy z Berna (1954) gdzie skoczyła na odległość 5.83 i srebrny z Belgradu (1962), który zdobyła z wynikiem 6.22
Jako studentka startowała 3-krotnie w Akademickich Mistrzostwach Świata (1951, 1954, 1955), gdzie wygrała w Budapeszcie (1954) zarówno skok w dal (6.12) jak i 5-bój (3971 pkt.) oraz 2-krotnie wzięła udział w Uniwersjadzie (1959, 1961), gdzie zdobyła jeden złoty medal w skoku w dal (5.94) w Turynie (1959).
Była zawodniczką klubów; Spójnia Gdańsk (1949-1956), LKS Sopot (1957-1960), SLA Sopot-Spójnia Gdańsk (1961-1963) i Skra Warszawa (1964-1965).
Zwyciężyła w Plebiscycie Przeglądu Sportowego, w 1956 r. na najwybitniejszego sportowca Polski.
Jan Mulak, twórca polskiego Wunderteamu lekkoatletycznego lat 50. i 60., zwykł mówić, że to Elżbieta Krzesińska a nie Irena Szewińska była największym żeńskim talentem lekkoatletycznym jaki spotkał w swoim życiu.
Z wykształcenia jest lekarzem stomatologiem, prywatnie – żoną znanego tyczkarza, olimpijczyka Andrzeja Krzesińskiego, trenera polskiej zwycięskiej reprezentacji tyczkarzy na igrzyskach w Moskwie w 1980 r., i szczęśliwą matką a dziś już także babcią i prababcią.
W 1981 r. przed stanem wojennym wyjechała do męża do Anglii, skąd niebawem wspólnie przenieśli się do USA. Tam mieszkali 20 lat a pani Elżbieta pracowała jako trener lekkiej atletyki. W 1989 na mistrzostwach świata weteranów zdobyła znów złoty medal i ustanowiła rekord świata w skoku w dal wynikiem 6 metrów. W 2000 r. powróciła z mężem do Polski i zamieszkała w Warszawie.
Szanowna Pani Elżbieto,
Gdańsk pragnie dziś bardzo serdecznie podziękować Pani za tak wspaniałą karierę sportową, za tyle wielkich wzruszeń i radości, które Pani zwycięstwa przyniosły wszystkim gdańszczanom i Polakom. W dowód naszej pamięci, uznania i hołdu dla Pani wielkich życiowych osiągnięć proszę Panią o przyjęcie od nas tego skromnego medalu.
There's 1 Comment
W czasie olimpiady w Melbourne miałam 10 lat. Do dzisiaj pamiętam wierszyk za „Świata Młodych”:
… A wię rozpęd, odbicie, zafurkotał warkoczyk
i skoczyła, na medal, jak nikt w świecie nie skoczył!
Piękniejszego w jej życiu chyba nic się nie stanie
jak ta chwila, gdy w Melbourne grali polski hymn dla NIEJ!…
Krystyna