„A po co my w ogóle jesteśmy?” – zapytał na dorocznym spotkaniu wyraźnie poirytowany przewodniczący Zarządu Dzielnicy Oliwa. Zaproponowałem więc dyskusję na temat funkcjonowania jednostek pomocniczych w Gdańsku. I 4 kwietnia tego roku dyskusja taka odbędzie się w sali obrad Rady Miasta.
Udane spotkanie wymaga od uczestników sprecyzowanych poglądów. W przeciwnym razie skończy się fiaskiem. Przedstawiam więc w miarę krótko swój pogląd.
Świadomi i aktywni
Na początek parę oczywistych (czy naprawdę?) spostrzeżeń. Nie tylko z teorii, ale i z praktyki wiemy, że istotnym źródłem zamożności i zadowolenia obywateli wspólnot miejskich są takie czynniki, jak zaufanie między ludźmi, zaangażowanie w życie wspólnoty, gęsta sieć organizacji społecznych. A więc wysoki poziom kapitału społecznego warunkuje dynamizm, samoorganizację i zaradność społeczności lokalnych. Szkoła, kościół, samorząd, kultura i media mogą wspierać pomnażanie kapitały społecznego. Ale tylko wspierać.
W maju 2011 mieszkańcy Gdańska wybrali 450 radnych w 28 osiedlach/dzielnicach. To doniosły akt społeczny. Nieomal pół tysiąca osób zaangażowało się w działalność społeczną na rzecz swoich osiedli!
W latach 1990-94 jako radny Gdańska i przewodniczący komisji samorządu Rady wraz z ówczesnymi radnymi Markiem Piskorskim, Tadeuszem Mękalem i Grzegorzem Sulikowskim przygotowaliśmy podstawy prawne do powołania jednostek pomocniczych samorządu terytorialnego. Potrzeba było aż 18 lat by we wszystkich osiedlach/dzielnicach mieszkańcy wybrali rady. W pierwszych w takiej skali wyborach do rad dzielnic frekwencja wynosiła od 6,25 proc. na Chełmie do 22,97 proc. na Wzgórzu Mickiewicza i 19,96 proc. na Strzyży.
Rozpoczął się niełatwy proces budowy podstaw organizacji, tworzenia programów i tożsamości dzielnic. W procesie zakorzeniania się jednostek pomocniczych w samorządzie gdańskim nie można było obejść się bez napięć i iskrzenia w relacji między urzędem miejskim czy Radą Miasta. To naturalna część początku długiego procesu zmian.
Gdańsk nie jest federacją dzielnic
Ustawodawca w ustawie o samorządzie terytorialnym wyraźnie określił pozycję ustrojową i finansową osiedli/dzielnic, nazywając wprost te wspólnoty jednostkami pomocniczymi samorządu terytorialnego. Oznacza to, że tylko gmina (miasto) ma osobowość prawną. A ta nie podlega „podziałowi” na poszczególne dzielnice czy osiedla.
Rady i Zarządy dzielnic pełnią więc funkcje głównie opiniodawcze i konsultacyjne. Tak ograniczone uprawnienia mogą niektórych radnych frustrować, lecz od początku te reguły były jasne. Radni osiedli o aspiracjach politycznych mają otwartą drogę do lokalnego parlamentu – Rady Miasta Gdańska. Ze względu na wielkość miasta i jego historię Gdańsk pozostanie jednolitą gminą, z jednym budżetem.
Czy można zwiększyć środki finansowe dla jednostek pomocniczych
To najczęściej zadawane pytanie. I to nie tylko przy okazji rad dzielnic. Podobne pytania padają o wydatki na edukację, remonty dróg, pomoc społeczną, sport, kulturę itd. Podział pieniędzy zawsze budzi wielkie emocje. Większe niż problem ich pozyskiwania.
Od wejścia Polski do Unii Europejskiej kluczowym kryterium oceny sprawności każdego wójta/burmistrza/prezydenta jest umiejętność pozyskiwania, wydatkowania i rozliczania środków finansowych. Tak było i będzie przynajmniej do 2020 roku. Każda gmina koncentruje się na pozyskiwaniu bezzwrotnych środków z UE. Bez zasilania zewnętrznego większość gmin nie byłaby w stanie samodzielnie (w oparciu o własne dochody) sfinansować i zrealizować bardzo wielu inwestycji.
Dodatkowo od kilku lat samorządy muszą uczyć się niełatwej sztuki zarządzania w warunkach dekoniunktury gospodarczej. Spadające dochody miasta, przy ciągłym wzroście wydatków na m.in. edukację, przy restrykcyjnej polityce Ministerstwa Finansów wobec samorządów stawiają przed prezydentami i radnymi nie lada wyzwania.
Natomiast niezmieniona pozostaje zasada mobilizacji w kolejnych latach środków finansowych na przyszłe inwestycje możliwe do sfinansowania z UE. Cały czas trzeba powtarzać „okrutna prawdę”, że wzrost wydatków bieżących miasta wprost ogranicza wydatki na inwestycje.
Dlatego tak trudno w sposób odpowiedzialny zadeklarować wyraźny wzrost wydatków na działalność jednostek pomocniczych.
Animacja czy transmisja
Socjologowie w Uniwersytetu Gdańskiego przeprowadzili w roku 2011 badania na dużej grupie radnych dzielnic. Między innymi zbadali preferowany przez nich model celu funkcjonowania rad. Zauważyli, że bardziej popularnym wśród nich modelem funkcjonowania rad jest transmisja i lobbing, czyli oddziaływanie na władze gminne na rzecz społeczności dzielnicowej. Natomiast samoorganizacja społeczności dzielnicy jako cel działalności lokuje się dopiero na drugiej pozycji. Autorzy raportu zauważyli jednocześnie, że często radni mieszali oba modele.
Moim zdaniem kluczową funkcję rad dzielnic powinno być mobilizowanie i rozbudzanie lokalnych aktywności społecznych. Każdy z ponad czterystu radnych reprezentuje liczący się potencjał doświadczeń życiowych (średni wiek radnych to 46 lat), zawodowych i społecznych (większość już wcześniej działała społecznie). Każdy z radnych posiada więc niemało użytecznych kontaktów i relacji. Wyzwaniem jest jak tę zakumulowaną energię pomysłów i inicjatyw wykorzystać na rzecz osiedla. Jak zidentyfikować i uruchomić osiedlowe zasoby tkwiące w małym i średnim biznesie, w lokalnych organizacjach społecznych, rodzicach dzieci chodzących do szkoły, wspólnot parafialnych itd.
Przewodniczący rad i zarządów, radni powinni być przede wszystkim animatorami życia osiedlowego, ze względu na doświadczenie i kontakty powinni pełnić rolę koordynatorów aktywność współobywateli. Liderzy dzielnicowi to przede wszystkim animatorzy, budziciele inicjatyw obywatelskich. Dopiero w drugim planie „lobbyści” dzielnicy wobec urzędu miejskiego.
Zmieniać rzeczywistość
Praca społeczna może dostarczyć wiele satysfakcji. Może rodzić szacunek współobywateli. Ale wiemy, że często bywa lekceważona i niedoceniana. Często odbierana jest jako przejaw naiwności. Etos obywatelski w Gdańsku i w Polsce jest w długim procesie odbudowy. Podobnie jak społeczeństwo obywatelskie.
Radni dzielnic i jednostki pomocnicze, obok funkcjonujących organizacji społecznych we współpracy z dzielnicowymi portalami społecznościowymi, społecznie zorientowanymi nauczycielami i księżmi oraz przedsiębiorcami mogą w dłuższej perspektywie odegrać niezwykle twórczą role.
Niemała w tym rola obywatelsko zorientowanych pracowników administracji samorządowej. Wsparcie, doradztwo, ułatwienie nieskrępowanego dostępu do informacji to oczywiste powinności pracowników samorządowych wobec radnych dzielnic.
Potrzeba nam, społeczeństwu dobrych wzorców i praktyk oraz ich ciągłego upowszechnianiach. Wolontariat, aktywizacja doświadczonych zawodowo emerytów to wciąż wielkie obszary do zagospodarowania.
Koalicja osiedlowa na Dolnym Mieście, Letnicy, w Nowym Porcie i innych miejscach Gdańska to efektywny sposób na łączenie deficytowych zasobów, na wspólne działania zespołowe wbrew wybujałemu indywidualizmowi niektórych z nas.
Rady osiedli stają się interesującym społecznym inkubatorem aktywności mieszkańców. Wiemy dobrze, że nigdy nie włączymy wszystkich mieszkańców w proces decyzyjny. Ale zależy nam by poszerzyć grono „aktywnych mniejszości”. Bo zawsze „aktywne mniejszości”, w przeszłości i dziś, jeśli pozyskają wsparcie „milczącej większości” mogą zmienić rzeczywistość.
5 komentarzy
Radni dzielnicowi to jedyni na których mam ochotę głosować w wyborach. Prezydent miasta zjawia się raz na rok, radny siedzi w papierach gdzieś tam daleko w Gdańsku. Posłowie i europosłowie to jak dla mnie towarzystwo anonimowych partyjniaków – nikt ich nie zna, nie ma z nimi żadnego kontaktu. Tylko czasami coś szczekają w mediach. Kontakt mam jedynie z Radą Dzielnicy gdzie mogę wpaść o coś zapytać przy okazji codziennych zakupów. Na dzielnicowych posiedzeniach pojawiają się czasami radni z miasta – jedynie tam słychać o ich interwencjach i pracy. I proszę mi uwierzyć, ale to wielka przyjemność słuchać i mieć wpływ na to, gdzie za te 140 tysięcy od miasta powstanie plac zabaw, a gdzie postawimy ławeczki. W moich oczach cała reszta wybierana raz na 4 lata próżnuje wiedząc, że z wyborcami spotyka się jedynie podczas kampanii wyborczych.
Trudno oczekiwać, żeby prezydent tak dużego miasta był w stanie być często w każdej. Dzielnicy. Tak jest właśnie idea rad dzielnic że mają być blisko mieszkańców. Co do aktywności mnie jako prezydenta to zapraszam do obserwowania kalendarza na blogu bądź profilu na Facebooku, Google +.
Panie prezydencie, niech Pan zobaczy jak sprawa wygląda w Poznaniu. Może warto? http://mojaorunia.pl/index.php?option=com_orunia&Itemid=24&task=artykul&id=2731
Rozmawialiśmy o tym na spotkaniu i jak już to zostało ustalone, Pani Sekretarz Miasta zapozna się dokładnie z funkcjonowaniem rad dzielnic i budżetu obywatelskiego w Poznaniu, choć wiem, że obsługą działań z tym związanych w Urzędzie Miasta Poznania zajmuje się 50 osób / urzędników. Trudno mi przekonać się do takich rozwiązań, które niosą ze sobą radykalne zwiększenie kosztów.
Niestety, nawet tylko jako opiniodawcze i konsultacyjne kompetencje Rad Dzielnic i Osiedli praktycznie nie są brane w ogóle pod uwagę, gdy chodzi o forsowane przez miasto inwestycje, czy też wspierane (oczywiście nieoficjalnie) prywatne inwestycje. Miasto nie bierze pod uwagę takich opinii i robi swoje, czasem na granicy a czasem nawet poza prawem – mówię to z doświadczenia niestety. Mówi Pan o politycznych aspiracjach Radnych Dzielnic, no ale skoro sam pan przyznaje, że w tych radach nie można praktycznie nic dla ludzi zrobić, to logicznym następstwem jest Rada Miasta i kandydowanie do niej. W tej chwili Rada Miasta jest politycznie zależna od Pana i Radni nie wystąpią przeciw swojemu przywódcy partyjnemu w obronie interesów mieszkańców, Radni Dzielnic nie mają tych zahamowań i może dlatego są lepiej postrzegani wśród mieszkańców, mimo swoich ograniczonych kompetencji.