W ciągu ostatnich dwóch tygodni odwiedziłem służbowo dwa niemieckie miasta – hanzeatycką Bremę i saksoński Lipsk. To miasta o odmiennej tradycji politycznej i historyczno gospodarczej.

Brema wytworzyła silną kulturę mieszczańską o orientacji republikańskiej, dystansującej się od władzy kościelnej i cesarskiej. Lipsk również bogate i silne mieszczaństwo – już w roku 1409 powstał tam uniwersytet! Przed 1939 rokiem Lipsk był nie tylko trzecim miastem Niemiec – po Berlinie i Hamburgu – pod względem liczby mieszkańców, ale też jednym z najbogatszych.

W 1945 roku Brema (w sporej części zburzona) znalazła się w amerykańskiej strefie okupacyjnej, a prawie nietknięty wojną Lipsk w radzieckiej.
Ciekawostką jest fakt, że w Lipsku aż do lat siedemdziesiątych działał jedyny prywatny bank od Łaby do Oceanu Spokojnego. Powodem istnienia tego wyjątku było to, że jeden z właścicieli tego banku należał do grupy spiskowców przeciw Hitlerowi. Komuniści tolerowali więc ów bank aż do śmierci bankiera-spiskowca w roku 1972.

Bremę w latach osiemdziesiątych dotknął poważny kryzys przemysłu stoczniowego i rybołówstwa oraz pokrewnych dziedzin gospodarki morskiej.. i od tego czasu datuje się systematyczny wzrost zadłużenia budżetu miasta. Dziś aż dwadzieścia procent wszystkich rocznych wydatków Bremy jest przeznaczonych na spłatę zadłużenia. Tak więc Brema – obok Hamburga i Berlina – należy do najbardziej zadłużonych miast-landów w Niemczech. Bezrobocie w Bremie sięga jedenastu procent

Lipsk natomiast po zjednoczeniu Niemiec stracił ponad sto tysięcy mieszkańców, którzy wyemigrowali do bogatszych, zachodnich landów, pozostawiając puste kamienice. Bezrobocie w tym mieście sięga ponad czternastu, mimo takich spektakularnych inwestycji, jak otwarta ostatnio fabryka samochodów Porsche.

Dla mnie – i myślę, że także dla większości jednodniowych gości – Brema i Lipsk wydają się na pierwszy rzut oka miastami zasobnymi. Świetna infrastruktura miejska z ulicami bez dziur, proste chodniki, rozwinięta sieć dróg rowerowych, wysoki standard autobusów i tramwajów, odnowione budynki mieszkalne.

Gdy jednak pytam nadburmistrzów o najważniejsze problemy tych miast, padają podobne odpowiedzi: brak dynamicznej średniej przedsiębiorczości, niechęć obywateli do zakładania firm, duże bezrobocie i ogromne zadłużenie budżetów.

Oba miasta mają wielkie aspiracje. Lipsk konkurował z innymi niemieckimi miastami o nominację na gospodarza letniej Olimpiady w roku 2010. stawia też na szeroką wymianę międzynarodową w zakresie gospodarki, kultury i polityki.

Podobnie Brema konkuruje z innymi miastami o prymat w kontaktach gospodarczych z Chinami. Władze tego miasta wsparły utworzenie prywatnej amerykańskiej uczelni, która może konkurować z Uniwersytetem Bremeńskim.

Ale też usłyszałem od nadburmistrzów o wspólnym dla nas, dla Bremy, Lipska i Gdańska, problemie. Wiele osób pracujących w tych niemieckich miastach mieszka poza miastami i nie odprowadza podatku dochodowego w miejscu pracy. Ten problem – zwany suburbanizacją, czyli rozlewania się miast poza ich granice administracyjne – to nie tylko problem porannych i popołudniowych korków na granicy miast. Wpływanie podatków do kas podmiejskich gmin przy jednoczesnym pozostawieniu w miastach, w których się pracuje i korzysta z infrastruktury miejskiej i kulturalne kosztów, rodzi poważne problemy. Dodajmy – podobne do tych, z którymi borykamy się w Gdańsku.