Wokół pomysłu wydzierżawienia przez Fundację Gdańską lokalu przy Długim Targu znanemu polskiemu aktorowi, który chciał w tym miejscu stworzyć sklep oraz probiernię, winotekę i wine-bar, rozpętała się prawdziwa burza. „Przekrętu” doszukiwali się w tym gdańscy restauratorzy, radni, a także dziennikarze.

Cała sprawa idealnie wpisuje się w ciągnącą się od długiego czasu dyskusję na temat ożywienia centrum Gdańska. W tej dyskusji wielokrotnie padały głosy mówiące o ubogiej i mało ambitnej ofercie w tej części miasta. Wielokrotnie domagano się by rejon Traktu Królewskiego i przyległych uliczek ożywić. Osoby wypowiadające się na ten temat niczym mantrę powtarzały stwierdzenie, że nie da się tego zrobić za pomocą sklepów spożywczych i lokali typu fast food. Że miasto musi robić wszystko, by na Głównym i Starym Mieście powstawały klimatyczne knajpki, restauracje i działające do późna lokale młodzieżowe. Bo tylko w ten sposób uda się przyciągnąć do tej części Gdańska mieszkańców miasta, a wraz z nimi turystów.

Proces ożywiania centrum Gdańska już trwa. Łatwo zauważyć, jak z roku na rok Długa, Długi Targ i przyległe uliczki zaczynają rozkwitać. Przed nowymi knajpkami przy ulicy Piwnej coraz śmielej wyrastają restauracyjne ogródki. Powstała strefa piesza – póki co na okres wakacji, ale w przyszłości kto wie czy nie na stałe. I czy nie obejmie kolejnych ulic, poczynając od nadal nieco zapomnianej ul. Ogarnej.

Trzy lokale przekazane latem tego roku Fundacji Gdańskiej również miały wpisywać się w plan ożywienia centrum. Zadanie Cezarego Windorbskiego, które sam mu zleciłem, brzmiało: sprawić, by miejsca te wzbogaciły Trakt Królewski o nową, ambitną i nietuzinkową ofertę. Szef Fundacji wziął się do pracy. Wpadł na pomysł stworzenia w jednym z tych miejsc winoteki firmowanej nazwiskiemMarka Kondrata. Odbył stosowną rozmowę, a aktorowi ten pomysł wydał się interesujący.

Tymczasem jednak pojawiły się głosy że lokal powinien trafić do przetargu, że miasto lekceważy lokalnych przedsiębiorców i restauratorów, że miasto straci ogromne pieniądze, że na całej operacji zbije kokosy wyłącznie Fundacja Gdańska i Marek Kondrat. Zastanówmy się jednak: wsparcie instytucji działających w Gdańsku przez użyczenie im lokali nie jest niczym nowym – w ten sam sposób lokale otrzymała swego czasu Gdańska Organizacja Turystyczna, czy Związek Tatarów. Obecnie łącznie 114 instytucjom (m.in. Związek Sybiraków, Gdańska Fundacja Dobroczynności, Wojewódzka Biblioteka Publiczna) Miasto przekazało lokale na działalność statutową, bądź na działalność przynoszącą korzyść, która pozwala wypełniać statutowe cele. Użyczenia (czasowe, bezpłatne oddanie w użytkowanie) są jednym z instrumentów pomocy Miasta. Instrument ten służy zaspakajaniu potrzeb społecznych – co w mojej opinii jest podstawowym zadaniem samorządu. To, że miasto mogłoby zarobić na wynajmie tych lokali, a pieniądze we własnym zakresie przeznaczyć np. na działalność kulturalną i promocyjną też nie jest prawdą. Z tej prostej przyczyny, że pieniądze z czynszów trafiają nie do budżetu miasta, ale bezpośrednio do Gdańskiego Zarządu Nieruchomości Komunalnych.

Nikt przy tym nie wspomina, że każda z wymienionych wyżej instytucji w tym i Fundacja Gdańska może od najemcy zażądać dokładnie takiej samej kwoty, co GZNK. A pieniądze przeznaczyć w całości na swoją działalność. Dzięki temu nie będzie musiała ubiegać się o miejskie granty i dotacje, przez co odciąży nasz i tak już mocno napięty budżet.

Najzabawniejszy jednak wydał mi się komentarz redaktora Marka Górlikowskiego, który w swoim felietonie, starając się dowieść że Gdańsk nie musi promować się z pomocą sławnych nazwisk, napisał: „Przypomina mi się sytuacja gdy w Nowym Jorku poszliśmy z żoną do Tribeca Grill, restauracji Roberta de Niro. Podano nam ciepłe białe wino i najgorsze owoce morza jakie jadłem w życiu”. Cóż, być może – nigdy tam nie byłem – rzeczywiście kuchnia w knajpce de Niro nie jest najlepsza. Czemu jednak autor tych słów spacerując po wielkim mieście swoje kroki skierował właśnie do tego lokalu? Skoro nie ze względu na walory menu, to jak sądzę – właśnie ze względu na nazwisko właściciela.