Czy jesteśmy solidarną wspólnotą narodową? Zapewne odruchowo odpowiemy na to pytanie twierdząco. Przecież wspieramy różne inicjatywy, na przykład Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy, czy Caritas. Od czasu do czasu też angażujemy się w jakieś przedsięwzięcie społeczne. Ale czy to już jest solidarny naród?

Pojęcie narodu polskiego nie rozciąga się przecież tylko na mieszkańców Polski. Jest jeszcze emigracja w Europie, Ameryce, w całym świecie. Są także Polacy zamieszkujący terytoria dawniej należące do Rzeczpospolitej.

Czy o nich pamiętamy? Czy wspieramy ich?

Ale są także szczególni Polacy. Ci zamieszkujący republiki azjatyckiej części byłego Związku Radzieckiego. Polacy z Kazachstanu, Uzbekistanu i podobnych republik są najczęściej potomkami Polaków wysiedlonych w latach trzydziestych przez Stalina z terenów wschodniej Ukrainy, które to ziemie do 1772 należały do Polski. W jak skrajnie trudnych warunkach przechowywali w sobie polskość. I przechowali – mimo zaborów i sowieckich zsyłek!

Gdańsk jako niestety nieliczne miasto w Polsce systematycznie, od 1996 roku przyjmuje rodziny repatriantów pochodzenia polskiego ze środkowoazjatyckich republik byłego ZSRR. Dziś w naszym mieście mieszka już 29 takich rodzin. Aż 20 tych rodzin przybyło tu na zaproszenie władz Gdańska.

Niestety państwo polskie do tej pory nie uporało się z problemem repatriacji Polaków. To wstyd. Republika Federalna Niemiec na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku repatriowała wszystkich kazachskich Niemców, którzy wyrazili na to chęć. Oczywiście nasze państwo jest zdecydowanie mniej zamożne, ale…

Zainteresowanie krajowych i lokalnych mediów tym problemem jest marginalne. Wolą epatować nas wszystkich błahostkami w rodzaju uścisku Pierwszego Obywatela z panią Dodą.

A gdzie solidarność narodowa? Nieważna?
W ubiegłym tygodniu odwiedziłem kolejną rodzinę repatriantów z Uzbekistanu. Młode małżeństwo z dwoma uroczymi córeczkami. Historia podobna do tysięcy innych polskich rodzin wywiezionych osiemdziesiąt lat temu przez Rosję Sowiecką z okolic Kijowa.

Dlaczego w Gdańsku to robimy, dlaczego przyjmujemy te rodziny? Nie dla słupków poparcia i głaszczących artykułów prasowych. Bo, jak już wspomniałem, NIKOGO to nie interesuje. Robimy to, bowiem czujemy moralny imperatyw, bo znamy historię Polski, bo wśród naszych rodzin byli i dziadkowie i babcie, którzy pojechali „pociągiem przyjaźni” na Syberię czy do Kazachstanu.

Pamiętając o tym staramy się sprowadzić nad Wisłę potomków naszych rodaków rozproszonych wbrew własnej woli po azjatyckich stepach. Wydaje mi się, że na tym miedzy innymi polega solidarność wspólnoty narodowej.