Ameryka wciąż jest inspirująca. Amerykanie swoim entuzjazmem, optymizmem, energetycznością, chęcią podejmowania ryzyka mogą uwodzić nas, mieszkańców starego kontynentu.
Przez dziesięć dni i ja dałem się uwieść tej niepowtarzalnej świeżości i energetyczności. Szczerze? Odczuwam deficyt tych cech w naszym nadwiślańskim charakterze.
Byłem w USA już kilka razy ale po tej najnowszej eskapadzie wracam do Gdańska zainspirowany tym co widziałem, kogo spotkałem, co poznałem.

Dolina Krzemowa
Trasę gdańsko-pomorskiej misji gospodarczej rozpoczęliśmy od kalifornijskiej Doliny Krzemowej. San Jose (uważane za Silicon Valley), Stanford wyznaczały naszą trasę odkrywania słynnej wspólnoty innowatorów, informatyków, milionerów i wielu funkcjonujących tu inkubatorów, a w nich powstających startupów. Mieliśmy spotkania w sztabach Microsoft, Intel, Facebook, Google. Same te nazwy globalnych firm wywołują dreszcz emocji, podziwu, ale i lekkiej zazdrości. Wyobraźcie sobie tysiące, a nawet dziesiątki tysięcy informatyków pracujących w cztero, pięciopiętrowych biurowcach. W przestrzeni między biurowcami dużo zieleni, palmy, krzewy, boiska do siatkówki, stojaki na rowery. W samych zaś biurowcach specjalne przestrzenie dla pracowników do spotkań, rozmów, picia kawy (darmowej).
Z rozmów z szefami firm oraz obserwacji wnioskuję, że w zamyśle praca w Dolinie Krzemowej ma być kreatywna i przyjemna, a nie przykrym codziennym obowiązkiem. Godziny pracy i zakres obowiązków pracowniczych są zarysowane dość miękko. Zadania mają być po prostu wykonane, nie ma mowy o ośmiogodzinnej konieczności wysiadywania. Czy ten model jest do wprowadzenia w każdym rodzaju biznesu?

Biznes, uczelnie, politycy
Ten trójkąt wielkiego przymierza dla przyszłości działa w USA. I przynosi sukcesy. W Polsce jest to w dalszym ciągu tylko pobożne życzenie – dla niektórych bardzo grzeszne. Stanowy, a więc publiczny, San Jose University ma zapewnione tylko 40 procent pokrycia kosztów funkcjonowania. Pozostałe 60 procent musi pozyskać od biznesu, z grantów rządowych, sponsorów.
Rozmowa z dr Mehammedem Qayoum, Prezydentem uniwersytetu w niczym nie przypominała rozmów z polskimi rektorami. Biznes, dochody, wydatki, wpływy, granty, donatorzy itp. To były najczęściej przewijające się w rozmowie słowa. Zorientowanie na biznes, upraszczanie procedur, maksymalna otwartość na miasto, stan i grupy przedsiębiorców to charakterystyczny styl myślenia. Nawet biblioteka uniwersytecka jest równocześnie biblioteką miejską. Raz wydany dolar ma służyć maksymalnej liczbie potencjalnych czytelników. Czy takie rozwiązanie możliwe jest w Gdańsku?
Na marginesie – na tym uniwersytecie jest silny akcent polski – pochodzący z Warszawy Tomasz Kołodziejak jest prezydentem samorządu studenckiego.
Burmistrzowie San Jose, San Francisko, czy Chicagio nieomal identycznie odpowiadali na pytanie co jest największym dla nich wyzwaniem – tworzenie biznesu i miejsc pracy. Opowiadali, że jak będą wpływy do kasy miejskiej to będą pieniądze na wyższą jakość życia, czyli na wydatki. Niby to oczywiste, ale czy w naszym kraju?
Każde z miast w zbliżony sposób wspiera rozwój przedsiębiorczości, począwszy od ograniczania biurokracji, uproszczenia procedur, polityki podatkowej (w tej kwestii amerykańskie miasta mają więcej możliwości niż polskie), rozbudowę infrastruktury komunalnej i informatycznej. Każdy ze spotkanych burmistrzów poczuwał się do obowiązku brania na siebie roli adwokata przedsiębiorców. W Polsce taki styl od razu byłby nazwany podejrzanym układem!
Podobnie spotkani rektorzy, dziekani i profesorowie deklarowali nie tylko osobista znajomość z wieloma CEO (prezesami) firm, ale i podsyłają im utalentowanych studentów do pracy. A niektórzy naukowcy wręcz łączyli aktywność akademicką z biznesową. Ten pragmatyzm działania często nas onieśmielał. Programy nauczania, umiejętności studentów mają być wyraźnie powiązane z potrzebami potencjalnych pracodawców.
Osobnym fenomenem społeczno-biznesowym są inkubatory i akceleratory biznesu. PlugandPlayTechCenter.com to jeden z takich przypadków. Założycielem i szefem jest Amerykanin pochodzenia irańskiego, Saeed Amidi. To wspólnota dojrzałych biznesmenów (mentorów), doradców prawnych i stawiających pierwsze samodzielne kroki w biznesie (startup). Ściąga on utalentowanych absolwentów z Silicon Valley i z całego świata. Tworzy oddziały os Singapuru i Malezję po Rosję. PlugandPlay zasysa, pomaga, kojarzy pomysł z kimś, kto ma pieniądze. Ciągła wymiana ludzi, pomysłów, pieniędzy i ryzyka tworzy niepowtarzalny klimat środowiska biznesowego.

Networking, business mixer, menitoring, kapitał społeczny
Charakterystyczne dla każdej społeczności są słowa-klucze opisujące materię, styl zachowań, stosunki międzyludzkie oraz atmosferę relacji międzyludzkich. Oczywiście przed przyjazdem do USA dużo czytałem o amerykańskim stylu. Na miejscu jednak miałem okazję doświadczyć go w praktyce.
Pierwsza to networking – cała kultura relacji międzyludzkich. Uśmiechy, wyraźne przedstawianie się, wymiana wizytówek, otwartość w kontakcie. Każdy z każdym chce rozmawiać. Odnosi się wrażenie, że każdy chce ciebie poznać, chwilę pogadać. Nie ważne kim jesteś. Czujesz się wciągniętym do wspólnoty.
Nalepki z nazwiskiem w klapach garniturów, czy garsonek ułatwiają kontakt, ośmielają do rozmowy. Nawet na imprezach prywatnych goście „są opisani”.
Częścią networkingu jest business mixer – spotkanie ludzi biznesu w celu osobistego poznania się. To proste – krótkie wprowadzenie, a następnie każdy z uczestników przedstawia się. Są oczywiście i prezentacje. Ale przed i po oficjalnej części mixera jest czas na nieoficjalne rozmowy.
Networking, business mixer i inne techniki budowania relacji tworzą środowisko, wspólnotę. Czyli to, co nasi dziennikarze z lubością nazywają „układem”. Słowa „wspólnota”, „środowisko” często padają z ust amerykańskich gospodarzy. Jest wspólnota biznesowa, akademicka itd. Te wspólnoty muszą się przenikać. Ich członkowie konkurują ze sobą, ale i współpracują na rzecz interesu swojej wspólnoty. Ci z większym doświadczeniem i dorobkiem świadczą mentoring dla tych początkujących. Wspólnota wzmacnia się przez dopływ świeżej krwi, ale tez dba o transfer dobrych praktyk, doświadczeń. Nie trzyma pod korcem tajemnic sukcesu, ale szeroko się w ramach wspólnoty dzieli. I w ten sposób Amerykanie pomnażają kapitał społeczny.

„Jestem francuskim imigrantem w Polsce…”
Na poszczególnych business mixerach członkowie gdańsko-pomorskiej delegacji przedstawiali się. Wśród nich najliczniejszą grupą byli przedsiębiorcy. Szef i współwłaściciel firmy SII (zatrudniający 13400 pracowników) Gregoire Nitot przedstawiając się mówił; „Jestem francuskim imigrantem w Polsce, mam żonę Polkę i polskie dzieci. Polska i Gdańsk to najlepsze miejsca do robienia interesów”. Podobnie Peter Horsten, szef i właściciel firmy Goyello, który zawsze podkreślał, że zauroczył się Gdańskiem i swoją żoną, gdańszczanką. Mówiąc to pokazywał slajdy z widokiem Długiego Targu. Członkiem delegacji była też polsko-francuska firma Playsoft, której szef Thierry Allain, nie mógł nachwalić się talentów polskich inżynierów.
Pozostałe osiem firm, to firmy założone przez gdańszczan i słupszczan. Za historią każdej z nich kryje się fascynacja początkami polskiego kapitalizmu. I dążenie do sukcesu. Z wielkim zainteresowaniem i dumą wsłuchiwałem się w życiorysy tych przedsiębiorców.

Co dalej?
Gdańsk i Gdański Obszar Metropolitalny ma ogromny potencjał rozwoju i wzrostu gospodarczego. Sektor ICT powinien być jedna z kluczowych dźwigni tego rozwoju. Mamy już wiele sprawdzonych w ostrej konkurencji firm z tej branży. Trzeba przygotować we współpracy z przedsiębiorcami ICT, Politechniki Gdańskiej i Uniwersytetu Gdańskiego oraz innymi partnerami konkretny plan działań. Tak aby z roku na rok mieć więcej rodzimych startupów i więcej inwestycji w tym sektorze. Bowiem sektor ten generuje liczne i dobrze płatne miejsca pracy. Nie mówiąc już o miejscach pracy w szerszej skali, przy szeroko pojętej obsłudze.