Ze zdumieniem przeczytałem tekst pana Marcina Gerwina „Czy ławki w parku powinni kupować sami mieszkańcy?” (http://www.sopockainicjatywa.org).

11 maja w auli Politechniki Gdańskiej podczas Pomorskiego Kongresu Obywatelskiego odbyła się dyskusja „Miasto – jak je kształtować dla dobra wspólnego. Wzięliśmy w niej z panem Gerwinem udział.

W czasie dyskusji przypomniałem, że Miasto Gdańsk zinwentaryzowało wszystkie dźwigi stoczniowe i portowe. A potem przeprowadziło studium krajobrazowe. I dzięki temu wiemy, które dźwigi trzeba ocalić, znamy ich właścicieli i szacunkowe koszty zakupu. Znamy też koszty ich utrzymania i konserwacji. Z uznaniem odniosłem się do inicjatyw obywatelskich pragnących te dźwigi uratować. To dzięki tym ludziom wspólnie z właścicielami terenów postoczniowych i artystami z Instytutu Sztuki Wyspa w roku 2011 powołana została Rada Interesariuszy Młodego Miasta.

Mówiąc o tym zwróciłem uwagę na brak konsekwencji w trosce o dźwigi. I to zarówno u społeczników, jak i u niektórych ministrów. Często mają znakomite pomysły na wydawanie pieniędzy, ale nie interesuje ich skąd te pieniądze brać. Zilustrowałem to przykładem ławek z Central Parku, które mieszkańcy Nowego Jorku podarowali swojemu miastu. Skoro mogło się to zdarzyć w Nowym Jorku, to także w Gdańsku grupa zatroskanych obywateli mogłaby wystąpić nie tylko ze słusznym apelem, ale zainicjować zbiórkę pieniędzy na zakup dźwigów.

Ten sposób zaangażowania obywatelskiego Marcin Gerwin lekceważy pytając „jaki jest wówczas sens płacenia podatków?”. Zdumiewa mnie ten tok rozumowania. Od kilkunastu lat, gram w Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy zbierając pieniądze. Bez sensu. Bo skoro wszyscy płacimy podatki, to niech Arłukowicz kupi sprzęt medyczny i nie zawraca nam głowy.

Po co zachęcamy do wpłaty jednego procentu od podatku PIT na organizacje pożytku publicznego? Po co wspieramy indywidualnymi donacjami przedsięwzięcia charytatywne, kulturalne, sportowe? Przecież płacimy podatki! A więc konto mamy u Rostowskiego, Adamowicza, Szurka i Karnowskiego. Niech oni się tym zajmą.

Mój polemista podsumowuje „jest więc kwestią wyłącznie priorytetów, na co zebrane na tym koncie środki zostaną przeznaczone”. Nie zastanowił się tylko nad jednym – co zrobić jeśli ilość zebranych „na koncie” środków okaże się zbyt mała dla realizacji pomysłów na ich wydawanie?

I jeszcze jedno. Poruszył mnie poruszony w artykule wątek deweloperów. Pisze autor; „Jego (czyli Adamowicza – przyp. mój) zdaniem najważniejszą rolę odgrywają tu deweloperzy. W mojej ocenie jest to postawienie sprawy na głowie. Interes grupy prywatnych firm nie może być nadrzędny w stosunku do jakości życia kilkuset tysięcy mieszkańców”. A przecież deweloperzy budując mieszkania zapewniają nie tylko miejsca pracy, ale i mieszkania. Nie dla siebie, a dla mieszkańców. W Gdańsku w roku 2011 wybudowano prawie cztery i pół tysiąca mieszkań. To daje nam trzecie miejsce w kraju po Warszawie i Krakowie. Uważam że to osiągnięcie.

Mój polemista ma tytuł doktora. A jednak jak czytałem jego tekst nuciła mi się w głowie stara piosenka kabaretu Elita;

Oj, naiwny, naiwny, naiwny,

Dziecko w kwiecie sił.

Choć w intencjach

To w zasadzie pozytywny.

 

PS. Dziękuję panu Bartoszowi Cicharskiemu za przytomny głos polemiczny pod omawianym tekstem. Przytaczam go w całości; W mitycznym USA ludzie też płacą podatki. A mimo to (jak zakładam) to społeczne konto bankowe na wykup dźwigów i tak by powstało. Ot, społeczeństwo obywatelskie.

No i jeszcze jedno. Zapewne znajdzie się w Gdańsku sporo osób, którym absolutnie nie zależy na dźwigach. Czemu oni mają się dorzucać do ich wykupienia?

Jedną z podstawowych cech podatku, o której uczą na studiach (a w każdym razie kiedyś uczyli), jest jego nieodpłatność. To oznacza, że z faktu płacenia przeze mnie podatków nie wynika moje prawo do oczekiwania w zamian konkretnej usługi lub produktu. Oczywiście, ktoś może mi to obiecać – i na tego kogoś zagłosuję. Ale podatek to nie jest rachunek w sklepie.