Niewiele jest biografii tak niezwykłych, jak biografia Olgi Krzyżanowskiej. Gdańszczanki z wyboru, która dała naszemu miastu wszystko to, co najlepsze. Żegnamy dzisiaj osobę wielu zasług i niezwykłej skromności. Człowieka „Solidarności”.

Swoje dorosłe życie Olga Krzyżanowska związała z naszym miastem. Przyjechała do Gdańska w 1945 roku. Została lekarzem. Ale dla nas, a zwłaszcza dla mojego pokolenia, była też córką legendarnego dowódcy Armii Krajowej, komendanta Okręgu Wileńskiego, pułkownika Aleksandra „Wilka” Krzyżanowskiego. Sama w czasie wojny była harcerką Szarych Szeregów, co także naznaczyło jej późniejsze wybory życiowe. W grudniu 1970 roku udzielała pomocy każdemu, kto jej potrzebował, zarówno stoczniowcom, jak i żołnierzom.

W świat polityki wyniosła ją fala wolności 1980 roku. Wpierw była „Solidarność”. Wielu zebranych pamięta ją zapewne z tamtego czasu, kiedy w sierpniu śpieszyła z pomocą robotnikom strajkującym w Stoczni Gdańskiej imienia Lenina. Potem włączyła się w wielki ruch społeczny, na którego czele stanął Lech Wałęsa. A w okresie stanu wojennego zaangażowała się w niesienie pomocy potrzebującym.

Dzisiaj modne bywa wylewanie pomyj na polską inteligencję. Kiedy przywołuję w myślach  jasną i mądrą twarz Olgi Krzyżanowskiej, to widzę w niej najpiękniejszą twarz polskiej inteligencji. To twarz niepokornej inteligencji, która w swym etosie łączy Sienkiewicza i Żeromskiego, ich wielkie mity z poczuciem zwykłej przyzwoitości, która nakazuje ująć się za słabszym, wykluczonym.

Już w wolnej Polsce została posłem i wicemarszałkiem Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej. Potem włączyła się w prace Kongresu Kobiet, sprzeciwiając się praktykom, które dyskryminują kobiety. W minionej dekadzie mówiła o sobie, że czuje się spełniona: „Możemy być dumni z tego, co udało nam się osiągnąć.” Jednak w ostatnich latach patrzyła z najwyższym niepokojem na bieg spraw w naszym kraju. Była wśród nas, gdy sprzeciwialiśmy się odbieraniu nam Muzeum II Wojny Światowej, kiedy łamano konstytucję, a także wtedy, gdy obrzucano błotem Lecha Wałęsę.

Zawsze ujmowała mnie jej pogoda ducha. O polityce wiedziała wiele, nawet tak wiele, by nie myśleć o niej, kiedy zjeżdżała na nartach lub gdy wybierała szoty na jachcie. Wiedziała, że oprócz polityki jest dom i … cały świat.

W połowie czerwca 2015 roku Rada Miasta Gdańska uhonorowała dorobek jej życia Medalem św. Wojciecha. Byłem prawdziwie dumny. Powiedziałem wtedy, że Polska przetrwa wszystko dzięki takim kobietom jak ona. Dzisiaj dodam do tego: Droga Pani Marszałek, Droga Pani Olgo, dziękuję Ci w imieniu Gdańszczan za dobro, którym nas obdarzyłaś. I głęboko chylę przed Tobą czoło!