O potrzebie stworzenia silnej metropolii mówimy od 20 lat. Na początku tej kadencji zaproponowałem więc powołanie stowarzyszenia metropolitalnego. Pierwszym samorządowcem, którego poprosiłem o rozmowę na ten temat był prezydent Wojciech Szczurek. On jednak nie chciał rozmawiać – na początku spotkania wręczył mi oficjalny list odmowny.

Po spotkaniu zaprosił na konferencję prasową, aby ogłosić, że mój projekt jest słaby i zły. Starałem się go przekonać do swoich argumentów. Nie odniósł się do nich. Mimo to, pozwolę sobie odnieść się do jego krytyki tego projektu – przedstawionej na łamach „Gazety”.

Pan Prezydent Szczurek podkreśla, że pomysł powołania stowarzyszenia metropolitalnego jest zły i słaby, i to z kilku powodów. Przyjrzyjmy się więc każdemu z nich.

Po pierwsze, prezydent Wojciech Szczurek odrzuca ten projekt co do zasady. W miejsce ogółów i kolejnych rozmów woli konkrety. „Zamiast mówić o metropolii – oznajmia – dajmy przykład realnego podporządkowania interesu miasta interesowi zbiorowemu metropolii!” Jako dowód tego poświęcenia gotów jest do natychmiastowej integracji transportu miejskiego w ramach metropolii. Będzie to, jak pisze, test na wolę współpracy (sugerując tym samym, że Gdańsk takiej woli obecnie nie ma.)

Szczerze mówiąc, gdy słyszę od Pana Prezydenta o tym, że zanim sformalizujemy metropolię powinniśmy dać przykład poświęcenia interesu własnego na rzecz interesu całej metropolii, nie za bardzo rozumiem, co mój kolega ma na myśli. Jak bowiem wygląda nasze dotychczasowe współdziałanie?

Za najważniejsze wyznaczniki metropolii uznaje się silny potencjał gospodarczy i uniwersytecki, jej powiązania transportowe z resztą kraju oraz między miastami wchodzącymi w jej skład. Wobec tego, czy istnieje dla rozwoju metropolii ważniejsza inwestycja niż rozbudowa silnego metropolitalnego lotniska? Czy gdyby nie ono, zainwestowałyby u nas takie firmy jak Intel, IBM, Reuters, czy Sony?

Nasz port lotniczy już dziś jest trzecim największym lotniskiem regionalnym w Polsce. Aby mógł obsłużyć jeszcze więcej pasażerów oraz rozszerzyć siatkę połączeń zdecydowaliśmy się na jego rozbudowę, mimo że jest niezmiernie droga. Koszt inwestycji to niemal 400 mln złotych!

Konkrety, Panie Prezydencie

Jaki w tym kontekście Pan Prezydent Szczurek dał przykład „poświęcenia interesu partykularnego” na rzecz metropolii? Żeby sfinansować rozbudowę lotniska, Gdańsk podwyższa ilość swoich udziałów w Porcie Lotniczym do ponad 42 mln złotych, marszałek województwa – do ponad 41 mln złotych, prezydent Sopotu – do ponad 5 milionów złotych, prezydent Gdyni natomiast – do 2,8 mln (2,18% całości). Dodatkowo Gdańsk oraz województwo pomorskie wzięły na siebie obowiązek dokapitalizowania i wspomagania Portu Lotniczego w przypadku niewywiązywania się przez niego ze spłat wobec banków udzielających kredyty. Więcej chętnych do solidaryzmu się nie znalazło. Zamiast tego, mimo analiz dowodzących, że rozbudowa lotniska pozwoli obsługiwać pasażerów Pomorza co najmniej do końca tej dekady, Pan Prezydent Szczurek podjął decyzję o budowie drugiego lotniska – za ponad 100 mln złotych. Na szczęście, jak deklaruje, nie będzie ono konkurencją dla Portu Lotniczego im. Lecha Wałęsy w Rębiechowie. Dziękujemy Panie Prezydencie!

Z drugiej strony, czy dla mieszkańców metropolii istnieje coś ważniejszego niż rozwój naszego naziemnego metra, czyli Szybkiej Kolei Miejskiej, łączącej Wejherowo z Pruszczem Gdańskim? Wspólnie z prezydentem Sopotu i burmistrzem Pruszcza Gdańskiego uznaliśmy to za jeden z naszych priorytetów i od kilku lat konsekwentnie przejmujemy udziały w SKM od Polskich Kolei Państwowych. Chcemy przez to zwiększyć częstotliwość kursowania pociągów, remontować perony, rozszerzyć zasięg SKM na pozostałą część metropolii, także poprzez połączenie jej tras z Pomorską Koleją Metropolitalną. Jak wygląda dotychczasowe zaangażowanie poszczególnych miast?

Gdańsk w tym roku zwiększy swój udział w SKM do 17 mln złotych. Województwo Pomorskie zwiększyło swój wkład do 16 mln złotych. Sopot – do 3,5 mln. Sześć razy większa od Sopotu Gdynia – do 3,3 mln złotych, natomiast dziesięć razy mniejszy od niej Pruszcz Gdański – do 2 mln złotych. Mimo to, remonty peronów dokonują się na całej trasie SKM, a z modernizowanych pociągów korzystają w takim samym stopniu mieszkańcy całej metropolii. Jednakże, kiedy burmistrz Pruszcza Gdańskiego pyta, czemu pociągi z Gdańska kursują trzy razy częściej do Gdyni niż do Pruszcza, skoro przeciętny mieszkaniec Pruszcza płaci ze swoich podatków sześciokrotnie wyższą „składkę”, trudno mi udzielić racjonalnej odpowiedzi… Nie pozostaje mi nic innego jak podziękować jemu oraz prezydentowi Sopotu za okazywaną solidarność!

Wystarczy już tylko wspomnieć, że Gdańsk uczestniczy w takich projektach inwestycyjnych o znaczeniu dla całej metropolii jak: Kompleksowe Zabezpieczenie Przeciwpowodziowe Żuław, Projekt TRISTAR, czy Rozwój Komunikacji Rowerowej Aglomeracji Trójmiejskiej (dwie ostatnie wspólnie z Gdynią). W każdej z nich Gdańsk ponosi główny ciężar finansowy. Od 2006 roku zainwestowaliśmy prawie 400 mln złotych w modernizację Oczyszczalni Wschód, obsługującej Gdańsk, Sopotu, Straszyn, Pruszcz Gdański, Kolbudy i Żukowo. Dajemy największe spośród 4 miast (Gdańsk, Gdynia Sopot, Tczew) środki na działanie Agencji Regionalnego Monitoringu Atmosfery Aglomeracji Gdańskiej. Od 2000 r. wydaliśmy 115 mln zł na Gdański Ogród Zoologiczny, z którego korzystają mieszkańcy całej metropolii. Aby nie wspomnieć o stadionie w Letnicy czy najnowocześniejszej w Polsce hali na granicy Gdańska i Sopotu.

Nie zmienia to faktu, że niezmiernie doceniam poświęcenie prezydenta Szczurka w rozwój Związku Doliny Redy i Chylonki, cieszę się z powstania Trasy Kwiatkowskiego, Drogi Różowej, inwestycji w gdyńskim porcie, czy istnienia Akwarium w Gdyni. To wszystko buduje potencjał naszej metropolii. Nie mam też pretensji o to, że Gdańsk ponosi główny ciężar finansowy utrzymania metropolii, w końcu jest jej największym miastem. Ale nie mogę się zgodzić, kiedy ktoś kwestionuje ten fakt. W kontekście przytoczonych wyżej faktów, domaganie się kolejnych dowodów na rzecz partykularnego interesu miasta interesowi całej metropolii, uważam za co najmniej bezpodstawne.

Integracja komunikacji testem współpracy?

A co do samej integracji komunikacji publicznej? Pan Prezydent Szczurek proponuje dziś NATYCHMIASTOWE włączenie Zarządu Komunikacji Miejskiej w Gdyni do Metropolitalnego Związku Komunikacyjnego Zatoki Gdańskiej (MZKZG). Jest też gotów pomniejszyć budżet Gdyni o wpływy z biletów. Pod warunkiem, że to samo uczyni Gdańsk i Wejherowo. Będzie to dla niego test na wolę współpracy. (Formułując w ten sposób swój postulat, sugeruje, że jeśli nie stworzymy jednego metropolitalnego zarządu komunikacyjnego, takiej woli nie ma.) Argument ten może brzmieć bardzo atrakcyjnie. Trzeba jednak posiadać sporo wiedzy o mechanizmach takiej operacji oraz dotychczasowych próbach zrealizowania tego pomysłu. Bo tylko w tym kontekście można ocenić „dzisiejszą” propozycję Prezydenta Szczurka.

Więc przypomnijmy. W 2003 roku namówiłem ówczesnego marszałka województwa Jana Kozłowskiego do zainicjowania Rady Metropolitalnej Zatoki Gdańskiej. Owo nieformalne ciało w 2007 roku powołało Metropolitalny Związek Komunikacyjny. Już w następnym roku MZKZG dokonać miał pełnej integracji transportu publicznego w 13 gminach, które do niego przystąpiły. Specjalnie w tym celu Miasto Gdańsk rozdzieliło organ zarządzający transportem (Zarząd Transportu Miejskiego, ZTM) od operatora, czyli właściciela taboru – autobusów i tramwajów (Zakład Komunikacji Miejskiej, ZKM). Następnie, do końca 2008 roku Gdańsk, jako jedno z pierwszych miast w Polsce, zawarł umowy przewozowe na nowych zasadach zamówień publicznych – w każdej z nich zawarł zapis (istniejący do dziś), że w każdej chwili, kiedy tylko nastąpi pełna integracja transportu miejskiego, stroną umowy dla przewoźnika staje się MZKZG.

Prezydent Szczurek nie był jednak do takiej integracji gotowy. Odpowiednie umowy o powierzeniu przewozów niezależnym operatorom Gdynia zawarła dopiero 30 listopada 2009 roku. Miasto Wejherowo do dziś nie dokonało zaś podziału swojego transportu na zarządcę i przewoźnika…

Od tamtego czasu minęło z pozoru niewiele czasu, ale w samorządzie terytorialnym zmieniło się wszystko. Przyszedł kryzys gospodarczy 2007 roku, który drastycznie zabił nadzieje na większy budżet samorządów. Następnie, utrzymując możliwość zadłużania się jedynie do 60% budżetu miasta, Pani Minister Zyta Gilowska zmniejszyła wysokość podatku PIT – głównego wpływu do budżetu samorządów. Wtedy też pojawiły się realne pieniądze z Unii Europejskiej. A Gdańsk zaangażował się w największy proces inwestycyjny w swojej historii, wart prawie 5 miliardów złotych. Żeby sfinansować te inwestycje, przy budżecie w wysokości 1,9 mld złotych, musieliśmy oczywiście zaciągnąć kredyty. Ażeby wykorzystać jak najwięcej (kilka miliardów) „darmowych” pieniędzy unijnych, zaplanowaliśmy pożyczyć tak dużo, jak to możliwe. Zaplanowaliśmy osiągnąć 59% limit zadłużenia w roku 2013.

Co to ma wspólnego z integracją transportu? To, że wpływy z biletów autobusowych i tramwajowych stanowią znaczną część wpływów do naszych budżetów. W Gdańsku jest to 109 mln złotych. W Gdyni ok. 60 mln złotych. Dla Gdańska „wyjęcie” tych pieniędzy z budżetu oznaczać by mogło utratę inwestycji wartych nawet 400 mln złotych! Czy taka jest intencja prezydenta Szczurka?

Od razu odpowiem, że w tym kontekście trudno mi uwierzyć w szczerość jego intencji. Przecież zdaje on sobie sprawę, że pomysł na integrację transportu nie wypalił z powodu Gdyni. Że nie jest on dziś możliwy chociażby w Wejherowie. W końcu, że Gdańsk ma dziś ważniejsze priorytety. Faktycznie Gdynia mogłaby sobie pozwolić na oddanie wpływów z biletów. Jej prognoza finansowa jest stabilna – nie planuje ona żadnych dużych inwestycji. W 2013 roku ma na ten cel zaplanowane 130 mln złotych, tymczasem Gdańsk – 871 mln złotych. Pieniądze te zostaną wydane m.in. na zakończenie budowy Trasy Słowackiego i Trasy Sucharskiego. Proszę zapytać mieszkańców metropolii – powiatu nowodworskiego, gdańskiego, czy kartuskiego, jak te dwie inwestycje wpłyną na ich codzienne życie!

Proszę też nie pomyśleć, że moja odmowa na ultimatum Pana Prezydenta Szczurka oznacza, że Gdańsk przestał być zainteresowany wspólnym transportem metropolitalnym! Gdańsk jest nie tylko jednym z jego pomysłodawców, ale też głównym „sponsorem” Metropolitalnego Związku Komunikacyjnego. Od 2007 roku gdańszczanie na jego funkcjonowanie wydali ponad 8 mln złotych. To 46% budżetu Związku, mimo że przynależy do niego aż 13 gmin! Dzięki temu jednak od 2008 roku zaczął funkcjonować, tak długo oczekiwany, kolejowo-komunalny bilet metropolitalny. O jego popularności świadczy fakt, że jego sprzedaż podwaja się z roku na rok. Do końca ubiegłego roku sprzedano 556 tysięcy biletów metropolitalnych! Dodatkowo, jako pierwsza metropolia w Polsce, znieśliśmy dyskryminację cenową wobec mieszkańców gmin sąsiadujących z Trójmiastem. W odróżnieniu od pozostałych polskich miast, wsiadając do autobusu kursującego poza granice Gdańska czy Gdyni, bilet kosztuje dokładnie tyle samo co kurs w granicach danego miasta.

Ile jeszcze chce Pan czekać?

Kolejnym argumentem prezydenta Szczurka przeciw stowarzyszeniu jest to, że kwestia ta nie została uregulowana przez parlament. „Dla pogłębionej integracji metropolitalnej konieczne jest przyjęcie przez Sejm ustawy metropolitalnej” – pisze Pan Prezydent. Nie zgadzam się z tym argumentem. Już w 1992 roku, jako młody radny, prowadziłem dyskusję z ówczesnymi prezydentami Trójmiasta na temat potrzeby „powołania metropolii”. Wszyscy jej uczestnicy, czyli Franciszek Jamroż, Jan Kozłowski oraz śp. Franciszka Cegielska byli zgodni, że istnieje taka potrzeba. Zdecydowali się jednak poczekać na reformę samorządu terytorialnego. Reforma się dokonała, ale kwestii metropolii nie rozwiązała. Kolejne deklaracje w sprawie ustanowienie w Polsce lex metropolis wprowadzić miał obecny rząd. Wiemy już dziś, że nic z tego nie będzie – nie ma na to zgody jednego z koalicjantów.

Co zrobi z tym kolejny rząd? Ja nie zamierzam czekać i się nad tym zastanawiać. Dziękuję jedynie tym posłom, którzy popierają nasz pomysł i angażują się w dyskusję nad konkretnymi rozwiązaniami. Tym, którzy mówią, aby nie czekać na odpowiednią ustawę, zabrać się do roboty samemu, stworzyć fakty dokonane, a tym samym zainspirować przyszłych prawodawców do przyjęcia rozwiązań, które wypracujemy wspólnie tu, nad Zatoką Gdańską.

Czy czytał Pan projekt statutu?

Prezydent Szczurek pisze dalej, że projekt stowarzyszenia jest niekonkretny. Że „jedynym konkretnym zadaniem stowarzyszenia ma być doprowadzenie do zmian w przepisach prawa”. Znowu trudno mi odgadnąć, co Pan Prezydent ma na myśli. W rozdziale statutu pt. „cele stowarzyszenia” widnieje przecież 12 (dwanaście!) konkretnych dziedzin, w których członkowie stowarzyszenia mogliby współpracować. Jeśli któraś z nich wydawała się Prezydentowi Szczurkowi zbyt ogólna, czemu nie zaproponował jak dany punkt skonkretyzować. Przecież na każdej stronie materiałów, które przygotowałem było napisane „PROJEKT”. Mówimy więc o dokumencie, który możemy kształtować wspólnie! Wszyscy pozostali burmistrzowie, wójtowie i starości żarliwie dyskutowali ze mną nad zadaniami, którymi miałoby zająć się stowarzyszenie. Pan Prezydent Szczurek mówi zaś, że w projekcie statutu nie ma wyszczególnionych takich zadań… Jeśli z mojej winy wysłaliśmy Prezydentowi Szczurkowi inny projekt statutu niż do pozostałych gmin, to z całej mocy przepraszam i natychmiast naprawię swój błąd!

Właśnie, kolejny argument prezydenta Szczurka opiera się o brak dyskusji z samorządowcami. Do dziś dyskutowałem na temat projektu z ponad 80 liderami samorządowymi m.in. z powiatów wejherowskiego, puckiego, czy kartuskiego. W przeciwieństwie do prezydenta Szczurka, (którego odwiedziłem jako pierwszego), wszystkie miasta i gminy są zgodne co do potrzeby integracji w ramach metropolii. Ideę popiera marszałek województwa, który powinien i musi z nami ściśle współpracować. Sam projekt stowarzyszenia popierają miasta, takie jak Puck, Kartuzy, czy Nowy Dwór Gdański. W moich rozmowach okazało się, że pomysł stowarzyszenia popierają też politycy z małych gmin: Krokowej, Gniewina, a nawet Kosakowa. Jednak, co znamienne, wójtowie gmin – nie ważne, czy tych z północy, południa, czy wschodu – za każdym razem proszą mnie, aby dołożyć wszelkich starań, aby do stowarzyszenia przystąpiła też Gdynia.

Wobec tych próśb deklaruję, że nie zabraknie mi determinacji i otwartości na dyskusję z Panem Prezydentem Szczurkiem. Choć ostatnio trudno mi to sobie wyobrazić, bo podczas naszego spotkania nie przejawił on choćby cienia chęci do dyskusji… Pozostaje mi liczyć na to, że kiedyś się to zmieni. Stukrotnie bardziej wolałbym rozmowę na temat tego, co moglibyśmy razem zrobić, niż ciągłe publikacje czy konferencje prasowe na temat relacji Szczurek-Adamowicz.

O Radzie Metropolitalnej

Ostatni chyba powód, dla którego prezydent Szczurek sprzeciwia się stowarzyszeniu, to fakt istnienia Rady Metropolitalnej. „Oczekujemy od pana Marszałka zdynamizowania prac tego reprezentatywnego ciała” – nawołuje Pan Prezydent. Ja jednak chciałbym zaapelować do prezydenta Szczurka: proszę nie obciążać odpowiedzialnością za integrację naszej metropolii, Województwa Pomorskiego! Czy metropolie górnośląską lub warszawską budują marszałkowie województw? Nie, budują je współpracujące ze sobą miasta i gminy. To one są bowiem tym bezpośrednio zainteresowane, przynajmniej w pozostałych częściach naszego kraju.

Marszałek województwa jest dla każdego z nas – prezydentów i wójtów – często najważniejszym partnerem do współpracy. To on rozdziela ogromne pieniądze europejskie, często koordynuje nasze działania, dba o spójny rozwój regionu jako całości. Potrzebujemy go na każdym kroku. Nie możemy się nim jednak wyręczać!

Co do samej Rady Metropolitalnej, na pewno w jakimś stopniu odegrała ona swoją rolę – dzięki niej powstał bilet metropolitalny. To jednak jedyny projekt, jaki zrealizowała w ciągu 8 lat. Równocześnie ciało to nie zapobiegło licznym konfliktom i niespójnym planom, które w owym okresie dały o sobie znać. Nie mówiąc już o tym, że nie zebrała się ona od kilku – jak widać, nikomu do niczego nie potrzebna… I choć wraz z Janem Kozłowskim byłem jej współinicjatorem, po latach oceniam, że przy jej tworzeniu popełniliśmy kardynalny błąd, którzy rzutował na jej późniejsze działanie. Otóż nie była ona w żaden sposób sformalizowana, nie wiązała się z regularnymi spotkaniami, odpowiedzialność w jej ramach była rozmyta, a udział w niej nie wiązał się z żadnymi zobowiązaniami. Stowarzyszenie powstaje więc na bazie gorzkich, ale bogatych doświadczeń.

Nie zmienia to faktu, że Marszałek Struk jest dla naszej metropolii niezbędny! Tylko on, ze względu na swoją nadrzędną pozycję i autorytet może skupiać wokół metropolii najważniejsze ośrodki naukowe, biznesowe i kulturalne. Mógłby on przewodzić skupiającej te gremia radzie doradczej metropolii. I taką też rolę wstępnie zaproponowałem Panu Marszałkowi. To jednak od nas, którzy tworzymy metropolię, zależeć będzie ostateczny sposób naszej współpracy z marszałkiem województwa.

Gdańsko-Gdyńska. Metropolia Statyczna

Prezydent Szczurek napisał też coś, z czym zgadzam się całkowicie. Że metropolią już jesteśmy. Jak pisze: „metropolią o wielkim dorobku i jeszcze większym potencjale.”

Według mnie także, rzeczywiście już jesteśmy metropolią. I jako taką jesteśmy postrzegani na świecie. Jako wspólny rynek tworzony przez zespół kilkunastu miast powiązanych więziami funkcjonalnymi i ekonomicznymi. Przykładem jest tegoroczny raport globalnej firmy doradczej McKinsey pt. „Światowe miasta przyszłości”1, według którego za 15 lat ponad 60 % produktu krajowego brutto wytwarzanego będzie w 600 miastach na świecie.

Konsultanci z Nowego Jorku na terenie Polski uwzględniają pięć takich „miast przyszłości”. Wśród nich dostrzegają i nas! I choć piszą „Gdańsk”, mówią o ponadmilionowej metropolii. De facto mają na myśli dziesiątkach miast i gmin sąsiadujących z Trójmiastem. Sam Gdańsk się w takich analizach nie liczy, tak samo jak nie liczy się sama Gdynia, Sopot, czy Wejherowo.

Tak więc już teraz tworzymy metropolię, bo tak widzą nas z zewnątrz. Ale dziś jesteśmy metropolią statyczną. Każdy zajmuje się własnymi sprawami. Nikt nie koordynuje swoich planów. Wspólne inwestycje stanowią rzadkość. W dodatku często przegrywamy walkę z innymi polskimi metropoliami – wrocławską, poznańską, czy katowicką – z dwóch powodów.

Po pierwsze mamy słabe połączenia transportowe z resztą kraju. Mimo to każda część metropolii walczy o rozwój dróg wyłącznie w swoim kierunku, czy to zachodnim, czy południowym. Nawet w tak ważnej dziedzinie nie mówimy jednym głosem! Prezydenci, burmistrzowie, wójtowie z gazet dowiadują się o żarliwych działaniach swoich sąsiadów. Ale głos każdego z nas jest słabszy i nie przynosi efektów, jakie mógłby przynieść głos milionowej metropolii. Po drugie, o czym przekonałem się niejednokrotnie, inwestorzy zagraniczni omijają nas, bo nie potrafimy ze sobą współpracować. Kiedy prezes międzynarodowej korporacji przyjeżdża na jeden dzień do Polski, aby wybrać jedno z trzech miast, w których ostatecznie ulokuje swoją inwestycję często nawet nie traci czasu, aby wybrać się tam, gdzie sami ze sobą nie potrafią się dogadać.

Metropolia bez Gdyni?

Chyba nikogo nie trzeba przekonywać do tego, że istnienie prężnej metropolii jest w interesie nas wszystkich. Jako prezydent Gdańska cieszę się z każdej nowej firmy na terenie Pruszcza, Gniewina, Gdyni, czy Redy. Granice administracyjne stają się bowiem coraz mniej istotne. Ważny jest jedynie dobrobyt mieszkańców naszej metropolii. A oni coraz częściej mieszkają w jednym mieście, pracują w drugim, a do trzeciego dowożą dzieci do szkoły.

Do dyskusji na temat powołania stowarzyszenia metropolitalnego zaprosiłem samorządowców z 46 miast, powiatów i gmin. Wszyscy mamy wiele wspólnych interesów, które moglibyśmy lepiej wykorzystać. Jeszcze więcej mamy zapewne wspólnych problemów, które moglibyśmy lepiej rozwiązywać, gdybyśmy działali razem. Gdybyśmy z metropolii statycznej stali się metropolią dynamiczną.

Zaproponowana przeze mnie forma stowarzyszenia jest ze swej natury dobrowolna i demokratyczna. Każdy z jej członków będzie miał jeden głos, nikt nie będzie mógł być do niczego zmuszony. A w szczególności do przyłączenia się do niego. Jeśli nie teraz, każdy będzie mógł złożyć wniosek o akces w późniejszym czasie.

Co się stanie, jeśli prezydent Szczurek do niego na początku nie przystąpi? Powstanie stowarzyszenie gmin chcących ściślejszej współpracy, które obejmie zasięgiem jedynie część naszej metropolii. I tyle. Gorzej niż dotychczas już przecież być nie może. Oczywiście dalej będziemy wydawać „Atlas Metropolitalny”, prezentujący bogactwo całej ponadmilionowej metropolii. Dalej będziemy przyciągać inwestorów, także do Gdyni. Dalej będziemy prezentować nasz potencjał na najważniejszych światowych targach międzynarodowych w Cannes, Berlinie, czy Monachium. Choć bez Gdyni, będziemy pracować także na jej rzecz… Jedynie ludzie z całej Polski będą nas pytać, dlaczego robimy to bez naszego sąsiada, a inwestorzy zagraniczni będą zastanawiać się z powątpiewaniem, czemu nie możemy się dogadać i robić tego wszystkiego razem.

A nazwa? Nazwa jest kwestią drugorzędną. Jeśli ktoś nie chce uznać, że tysiącletni Gdańsk – miejsce wybuchu II Wojny Światowej i miasto, które zainicjowało upadek komunizmu w Polsce i Europie – nie jest wizytówką całej aglomeracji, to ma do tego prawo. Jeśli ktoś woli nazwę „Trójmiasto”, które na świecie kojarzy się głównie z bombardowanym Trypolisu (ang. Tripoli), albo z kalifornijskim Tri-City w San Diego, też możemy się nad tym zastanowić. Każda inna propozycja zostanie jednakowo wysłuchana, a następnie wspólnie wybierzemy nazwę.

Nie nazwa jest jednak najważniejsza! W XXI wieku liczyć się będą jedynie najsilniejsi. Najsilniejsze miasta-metropolie będą motorami napędowymi swoich państw i regionów. Stawka jest zatem bardzo wysoka. Dlatego wierzę, że odpowiedzialność każdego z demokratycznie wybranych liderów samorządowych uchroni ich od lekkomyślnych decyzji.

Paweł Adamowicz