Agresja, nienawiść, brak tolerancji. Te uczucia stale zagościły w naszym życiu.
Ciekawie o tym \pisze o tym w „Newsweeku” Barbara Labuda: „Trudno pojąć kogoś, kto utracił kontakt z wyższymi uczuciami i kieruje się jakąś pokręconą logiką pchająca ku wyrządzaniu zła. Tym bardziej należy rozprzestrzeniać idee nieczynienia krzywdy i niestosowania przemocy. A także parę innych, takich jak: niepodsycanie gniewu i mściwości, niezmuszanie nikogo do przyswajania swoich poglądów, nieprzywiązywanie się bałwochwalczo do żadnej doktryny, teorii czy religii. (…) Odrzucenie przemocy i wola poznania i zaakceptowania drugiego człowieka na pewno przybliża nas do świata bardziej harmonijnego i przyjaznego, do którego tęsknimy”.
Grzęźniemy w agresji. Od zamachów w Oslo, poprzez zakompleksionego bombiarza z Krakowa, po internetowe fora. Nienawiść i agresja stały się naszym środowiskiem naturalnym. I, jesteśmy o tym przekonani, nic na to poradzić nie możemy. Oprócz skonstatowania tego faktu.
Czy rzeczywiście nic? A może jednak od czegoś zacząć. Od czego? Agresja rodzi się w nas. Zacznijmy więc od siebie.
Przejrzałem maile, jakie mieszkańcy naszego miasta wysłali do Biura Rozwoju Gdańska. I przeżyłem szok.
Pisze jeden z nich: „Wy jesteście gorsi. Gorsi niż Bierut, Gomułka i Gierek, a bardzo podobni do stalinowskich i hitlerowskich żołdaków, którzy palili moje Miasto”. I dalej nie lepiej; „kapitalistyczni bandyci z Żywca”, „całe ich kierownictwo powinno za to gnić w więzieniu”. A na końcu, przed podpisem, charakterystyczne „bez poważania”. Tylko jeden pozytyw – mail jest podpisany imieniem i nazwiskiem.
Ale następny jest już oczywiście anonimowy. A w nim wiele mówiące zdanie; „A osobę decyzyjną (…) ukarałbym publicznym linczem”. Gratuluję. Zarówno pomysłu, jak i chowania się w anonimowości.
Jeszcze gorzej jest na forach internetowych. Tam dopiero nasi współobywatele dają upust swoim frustracjom, agresji i nienawiści.
Przykłady? Obecny dyrektor Europejskiego Centrum Solidarności nie jest „rasowo czystym” Polakiem. „Lepiej by tam kebaby sprzedawał, a nie dyrektorem ECS został, nieźle musiał budyniowego bolca mlaskać” – pisze jeden z czytelników portalu trójmiasto.pl.
Na innym portalu czytam; „Komuś się pomyliła demokracja z dopuszczaniem młotków do polityki. Jak nie pieprznięty kaczor to jakiś niedorozwój”. Albo „Przy czytaniu waszych komentarzy mam odruchy wymiotne, bando nowobogackich kmiotów, z gnojówką przylepioną do gumofilców. (…) Gardzę wami”. I tak dalej, i tym podobne.
Zacznijmy od zwalczenia agresji w sobie. Nie pielęgnujmy jej w sobie. Zabijmy ją. Zanim wyjdzie na zewnątrz. Zanim dojdzie do tragedii.
3 komentarze
Mój komentarz nie ma być ad personam. Dotyczy wpływu autorytetów (elit)na zwykłych ludziAgresja, nienawiść, brak tolerancji – te słowa na stałe zagościły w debaciepublicznej. Niestety. Wypowiadane przez polityków, powielane przez dziennikarzyi wzmacniane przez zwykłych ludzi. Pana dziwią treści listów i komentarzy, mnie niestety jużnie. Proszę spojrzeć na dowolną debatę polityków, na sposób komunikowania się „autorytetów”.To są wzorce. Przejmowane przez ludzi, powielane. Najgorsze jest to, iż politykom ten teatr służydo bezwzględnej gry o władzę, zwykli ludzie uznają je za standard komunikacji. Bardzo dawno temu napisano: „ktosieje wiatr, ten zbiera burzę”. Współczesne potwierdzenie to EksperymentMilgrama.
Przytaczanie przepełnionych miłością i przyjaźnią kwiecistych artykułów Labudy, która znana jest jako orędowniczka prawa do aborcji (a więc prawa do zabijania) to wg mnie nie najlepszy przykład w kontekście tego artykułu.
Nie przeceniałbym wpływu autorytetów na agresję obecną w całej debacie publicznej oraz w naszym codziennym życiu. Zapewne jedno nakręca drugie, co nie zwalnia nas z obowiązku rozpoczynania rachunku sumienia od samych siebie.