Z tym pomysłem nosiłem się długo; przywrócić Drugiej Bramie Stoczni Gdańskiej jej historyczny wygląd. A więc wygląd z sierpnia 1980 roku, z czasów kiedy cała Stocznia strajkowała, brama była w kwiatach i przemawiał z niej przywódca sierpniowego strajku Lech Wałęsa. A więc zadbać także o to, by wrócił stary napis „Stocznia Gdańska im. Lenina”, order Sztandaru Pracy i rozwieszony przez strajkujących transparent „Proletariusze wszystkich zakładów łączcie się”.

Skąd ten pomysł? Przede wszystkim to symbol. To uzmysłowienie nam wszystkim, a szczególnie ludziom urodzonym po upadku komuny, jakim gigantycznym chichotem historii był ten wielki strajk, wielki zryw stoczniowy. Pokazanie, że upadek zbrodniczej ideologii stworzonej przez właśnie Włodzimierza Lenina zaczął się w zakładzie jego imienia. Bo to Lenin stworzył realny komunizm, a pracownicy Stoczni Gdańskiej imienia Lenina ten komunizm obalili.

Zdjęcia Drugiej Bramy obiegły wówczas cały świat. Podobnie jak zdjęcia Sali BHP, w której pod popiersiem wodza światowej rewolucji członkowie Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego podpisywali z premierem Mieczysławem Jagielskim historyczne porozumienie, które zmieniło Polskę, Europę i świat.

Nosiłem się z tym pomysłem parę lat. Ale nie byłem przekonany czy jest on. A ściślej – nie byłem przekonany, czy spotka się ze zrozumieniem, ze społeczną akceptacją. Bezpośrednim impulsem do tego, by się nim podzielić z innym było to, że Andrzej Wajda zaczął kręcić film o Lechu Wałęsie. I któregoś razu w rozmowie Mistrz rzucił; „Szkoda, że ta brama nie wygląda jak kiedyś. Nie da rady scen sierpniowych kręcić w Gdańsku, będziemy musieli jej replikę gdzieś wybudować”.

Właśnie po tej rozmowie zdecydowałem się podzielić swoim pomysłem zarówno z moimi współpracownikami, jak i z ludźmi, których uważam za autorytety. Jednym z nich był znany architekt, eseista i polityk Czesław Bielecki. Reakcja była zazwyczaj pozytywna. I ruszyliśmy z realizacją pomysłu.

Oczywiście zaraz odezwały się głosy, na szczęście dość nieliczne, że „Adamowicz zwariował”, że „wyszło szydło z worka”, że „jak słusznie podejrzewaliśmy Adamowicz to kryptokomunista”.

Trzeba być chorym by podejrzewać mnie o miłość do Lenina. Doskonale wiem kim był ten człowiek. Doskonale wiem, że jest odpowiedzialny za śmierć milinów ludzi nie tylko w Związku Sowieckim. Że pół świata upodlił. Wiem, że w krajach bloku sowieckiego był obiektem nieomal boskiego kultu – ulice, aleje, place, zakłady pracy imienia Lenina były w każdym mieści. I, oczywiście, pomniki – setki, tysiące pomników.

Przez lata żyliśmy w przytłaczającym cieniu Lenina. Lenin wychylał się zewsząd – „głowa Lenina znad pianina” jak śpiewał Kuba Sienkiewicz. Ale wyzwoliliśmy się, wyszliśmy z tego ponurego cienia. Udało się do głównie za sprawą robotników ze Stoczni Gdańskiej imienia Lenina.

Ten napis, ta nazwa, to symbol czasów, które na szczęście odeszły w przeszłość. Podobnie jak napis na bramie obozu w Auschwitz „Arbeit macht frei”. Ten napis także do dziś widnieje nad bramą do obozu – jest smutnym memento.

Przechodząc obok Drugiej Bramy musimy pamiętać o jednym – tak, Lenin był zbrodniarzem. Ale to właśnie robotnicy z zakładu jego imienia obalili stworzony prze niego zbrodniczy system.