Pamięć o wydarzeniach Grudnia 1970 jest ważną częścią mojej tożsamości. Podobnie jak pamięć o Westerplatte, czy porozumieniach gdańskich z sierpnia 1980.

Choć w grudniu 1970 miałem tylko pięć lat, to wiele obrazów z tych dni noszę w swojej pamięci. Opowieści o tych wydarzeniach były ważną częścią budowania mojej postawy społecznej.

Od 1980 roku obchodzę kolejne rocznice Grudnia’70. Ale od kilku lat mój udział w tych obchodach poddawany jest poważnej próbie.

Hołd tym którzy zginęli, czy rozgrywki z rządem?

Od początku legalnych obchodów Grudnia ich organizatorem jest Zarząd Regionu NSZZ Solidarność. Od początku lat 90. XX wieku władze Gdańska są współorganizatorami – pomagają organizacyjnie i finansowo. W ten sposób 16 grudnia jest częścią oficjalnego kalendarza miejskich świąt i rocznic. Podobnie jak 1 września, czy majowe święto miasta.

Tegoroczne obchody nie różniły się od ubiegłorocznych i jeszcze dawniejszych. A więc najpierw msza święta w kościele św. Brygidy pod przewodnictwem arcybiskupa Głódzia. Tym razem jednak jego kazanie było pojednawcze, ekumeniczne, nawołujące Polaków do dialogu. Było pozbawione jakichkolwiek odwołań do współczesnych sporów politycznych. A więc było inaczej niż podczas mszy 11 listopada, kiedy to podczas kazania arcybiskup około dwudziestu minut mówił o telewizji „Trwam”.

Ale reszta była bez zmian. Siedząca obok mnie kobieta nie chciała mi podać ręki, kiedy kapłan nawoływał wiernych by przekazali sobie znak pokoju. Ta sama pani podczas śpiewania pieśni „Boże coś Polskę” bardzo głośno i wyraźnie akcentowała słowa „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie”.

Czy owa pani – i inni podobnie śpiewający – naprawdę uważają, że Polska nie jest państwem suwerennym?

Przemarsz uczestników mszy pod Pomnik Poległych Stoczniowców dodatkowo przyciągnął kilkunastoosbową grupkę działaczy ONR i kibiców Lechii Gdańsk. A więc pod pomnikiem było nas około setki, może trochę więcej. Po złożeniu kwiatów pod pomnikiem przemówił przewodniczący NSZZ Solidarność Piotr Duda. O dziwo dość ulgowo, w porównaniu ze swoim przemówieniem z 31 sierpnia, potraktował rząd. I starał się nie nadużywać rocznicy do bieżących rozgrywek politycznych.

Udzielono głosu i mnie. I się zaczęło. Nie zdążyłem jeszcze dojść do mikrofonu a już rozległy się gwizdy. Mówiłem o pamięci Grudnia, która odegrała kluczową rolę w pokojowym charakterze strajku w sierpniu 1980. Wspomniałem, iż od 1977 gdańskie środowiska opozycyjne zbierały się pod stocznią by czcić pamięć ofiar grudnia. Dziękowałem ludziom z Wolnych Związków Zawodowych i Ruchu Młodej Polski za ich odwagę i konsekwencję w czasach strachu i obojętności. Ale to nie interesowało grupki z ONR i kibiców – a może tylko pod nich się podszywających? – Lechii Gdańsk. Gwizdali nadal.

I niech tylko nikt nie myśli, że oni gwiżdżą z powodu rekonstrukcji historycznego wyglądu II Bramy. Gwizdali już przedtem.

 

Czy obchodzić ważne rocznice z najnowszej historii?

To pytanie zadaję sobie ilekroć zbliżają się kolejne rocznice. Szczególnie te grudniowe i sierpniowe. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że te dwie daty symbolizujące wielkie wydarzenia na trwałe ukształtowały tożsamość Gdańska.

Ale te obchody przyciągają głównie zdeklarowanych przeciwników rządu i zwolenników śpiewania „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie”. A fraza ta jest nie tylko kłamstwem, jest wręcz haniebna. Te obchody przeciągają nadto marginalne dziś (a jutro?) radykalne grupki typu ONR. Pojawia się też kilku ustrojonych w szkarłatne kostiumy zwolenników księdza Natanka.

Ale długa jest lista nieobecnych. Nie było posłów i senatorów, ludzi Solidarności z lat 1980-1990 i wielu innych. Bo te obchody gromadzą głównie tych, którzy (słusznie czy nie) czują się wykluczeni. Wrogo nastawionych do wszystkich, którzy myślą inaczej. I nie jest istotne, czy to przedstawiciele PO, SLD, Ruchu Palikota. Bo wrogość dotyczy też niektórych księży. Takich jak Boniecki czy Gocłowski. Nawet pojednawcze kazanie arcybiskupa nie budzą w tych ludziach żadnej refleksji, nie tłumią nienawiści.

 

A więc co robić?

Związek Zawodowy Solidarność, zarówno Zarząd Regionu z Krzysztofem Doślą jak i Krajowa Komisja z Piotrem Dudą, mimo licznych rozmów (moich, ale nie tylko) o organizacji obchodów nie chce niczego zmieniać. Związkowcy traktują władze miasta tylko jako przykrego i niechcianego partnera. Owszem – miasto pomaga, dekoruje ulice flagami, pokrywa część kosztów (na przykład nagłośnienie). Ale traktowane jest niechętnie i podejrzliwie.

Być może więc powinniśmy rozważyć wycofanie się z jakże dwuznacznej dziś roli współorganizatora tych obchodów? Miasto bowiem nie powinno być łączone z zachowaniami, które nie licują z powagą tego miejsca i doniosłością obchodów. Tym bardziej, że związkowi organizatorzy bardzo rzadko i niechętnie reagują na aroganckie zachowanie części uczestników uroczystości. Po prostu zbywają to milczeniem, tak jakby chamskie okrzyki były koniecznym elementem scenariusza.

Na postawione pytanie „co robić?” odpowiedź może być chyba taka – w sytuacji tak skrajnej polaryzacji postaw społecznych i politycznych Polaków należy czekać na oddolne inicjatywy ludzi i środowisk, które autentycznie chcą czcić pamięć Grudnia’70. A Wojewoda, Marszałek, Radni czy Prezydent Miasta powinni indywidualnie, w cichości składać hołd. Bez kamer, fleszy i werbli.

Ważne też by tym rocznicom towarzyszyły wydarzenia kulturalne – wystawy, koncerty, odczyty. To one powinny pełnić rolę przekaźnika pamięci dla młodych gdańszczan.