Szanowni Państwo

Wśród setek utworów, jakie napisał gdańszczanin Günter Grass, jest pewien wiersz o tytule „Polska chorągiew”. Cytuję fragment w przekładzie Ryszarda Krynickiego:

To mnóstwo wiśni, które w krwi

wzburzeniu stają się wyraźne,

nakłania łóżko do czerwonej poszwy.

(…)

Chorągiew, wzoru pozbawiona, krwawi,

tak przyszła zima, wilczy trop

dowiedzie do Warszawy.

Ten wiersz „poświęcony jest – jako zapis świadomości z początku wojny – czemuś niezwykle dla Grassa ważnemu. Śmierci i klęsce Polski. Utracie niewinności niemieckiego dzieciństwa w Gdańsku, Europie, świecie”, jak interpretuje inny gdański pisarz, Paweł Huelle.

To nie jest przypadek, że Guenter Grass, wybitny niemiecki pisarz tak wiele pisał o Polsce. On, jak mało kto po obu stronach Odry wiedział, że Polacy i Niemcy są na siebie skazani. Na zawsze. Wiedział, że tylko wzajemne zrozumienie, poznanie, akceptacja i współpraca mogą odmienić złowrogie wyroki przeszłości.

Grass zrobił dla pojednania naszych narodów, dla naszego wspólnego zrozumienia więcej niż całe zastępy polityków po obu stronach granicy. Powoli, ale konsekwentnie zasypywał dzielące nas przepaści. I chociażby za to oba narody – zarówno ten myślący po polsku, jak i ten myślący po niemiecku – winne są mu dozgonną wdzięczność.

Pisarz, poeta, eseista, grafik, intelektualista. Trochę Niemiec, trochę Kaszuba. Ale przede wszystkim wielka, niebanalna postać. Człowiek o niebywałej odwadze intelektualnej. Człowiek, który nie bał się, nie wahał się iść pod prąd, jeśli tak mu kazało przekonanie. Jego trudna miłość do Niemiec objawiała się przez wielki krytycyzm wobec własnego narodu – jego historii i współczesności.

Nie zawsze zgadzałem się z jego poglądami. Dla mnie, doświadczonego polską historią, były chyba zbyt lewicowe. Ale nieodmiennie imponowała mi jego wrażliwość społeczna i bezkompromisowość w sferze wartości.

Często i chętnie wracał do Gdańska. Do swojego rodzinnego miasta, do Wrzeszcza w którym spędził dzieciństwo. Były to powroty pełne nostalgii, ale i ciekawości nowego Gdańska i zmian zachodzących w przestrzeni ulic i w przestrzeni myśli. Te powroty nikogo chyba nie dziwiły – Gdańsk był w jego twórczości swoistym mikrokosmosem, punktem odniesienia, miejscem które naznaczyło go na całe życie.

Były te powroty do Gdańska także – nie mogło być inaczej – podróżami do Polski. Do tej Polski, która go fascynowała i którą starał się zrozumieć. I chyba rozumiał. W jakiś sposób pokochał Polaków, czasem mocniej niż my sami. A my pokochaliśmy jego. I jakże jesteśmy z niego dumni – my Polacy, my Gdańszczanie.